Nie ma alternatywy dla dolara

W ostatnim czasie, przy okazji włączenia nowych członków do grupy BRICS – państw w większości nieprzychylnie nastawionych do USA – pojawiły się deklaracje dążenia do zmiany światowego systemu opartego na dolarze.

Publikacja: 30.10.2023 21:00

Damian Rosiński, makler papierów wartościowych, Dom Maklerski AFS

Damian Rosiński, makler papierów wartościowych, Dom Maklerski AFS

Foto: fot. parkiet tv

Deliberacje na ten temat to nic nowego. Kwestia podnoszona jest regularnie co kilka lat, często przy okazji dłuższych tendencji słabnięcia waluty USA. Za każdym razem skutek jest podobny, a debaty nie mniej jałowe.

Każdy powinien dziś zdawać sobie sprawę z tego, że dominująca rola dolara jest w obecnych warunkach imperatywem. Elementem systemu, który lepiej przyjąć i zaakceptować, niż próbować zmieniać. Zadanie to byłoby bowiem niezwykle karkołomne, a dla potencjalnego pretendenta szkodliwe. Postaram się pokazać dlaczego.

Na przywilej posiadania waluty rezerwowej i opartego na niej globalnego systemu Ameryka pracowała przez lata. I musi pracować stale. Nie jest powiedziane, że dolar będzie tę rolę odgrywał zawsze. Zapewne kiedyś to się zmieni. Nie jest to jednak kwestia najbliższej dekady czy dwóch. Wymaga fundamentalnych przetasowań geopolitycznych (wojny światowej?) i burzliwych przemian. Nie przebiegnie łagodnie, lecz wykształci się w bólach i cierpieniach. Będzie też dla wszystkich oczywiste, że się dokonało. Na ten moment to mrzonka.

Pozycja dolara jako waluty rezerwowej jest dziś niezagrożona. Ponad 80 proc. operacji na rynku FX dokonywanych jest „zielonym”. Połowa pożyczek udzielana jest w walucie USA. Ponad 50 proc. transakcji w globalnym handlu odbywa się w dolarze. Mimo że udział Stanów Zjednoczonych w światowym obrocie handlowym wynosi 16–17 proc., dolar stanowi ponad 60 proc. światowych rezerw walutowych i 40 proc. operacji SWIFT. Choć wielu może to nie odpowiadać, takie są fakty.

Na poziomie krajów dolary, które napływają z nadwyżki eksportu nad importem (Chiny, Japonia, Niemcy itd.), gromadzone są w postaci rezerw walutowych. Bank centralny zobowiązany jest właściwie te środki lokować. (Gdy w danym momencie kraj jest importerem netto, niedobory waluty trzeba pożyczyć – tu też rola dolara jest niezastąpiona, o czym dalej). Inwestować trzeba je w taki sposób, by były bezpieczne i dostępne w każdym momencie. Zapewnienie tego wszystkim w skali globalnej nie jest proste. Wymaga bardzo płynnego rynku finansowego i instrumentów w odpowiedniej skali, dających (optymalnie) dodatnią stopę zwrotu bez nadmiernego ryzyka walutowego. Rolę tę we współczesnym świecie pełnią amerykańskie obligacje skarbowe.

Ktoś powie, że są też inne, bezpieczne kraje, które emitują papiery dłużne, a ich waluty są stabilne. Rzecz w tym, że żaden z nich, a nawet wszystkie łącznie, nie zapewnią instrumentów na taką skalę jak USA z rynkiem obligacji skarbowych wartych ponad 20 bln dol. I co bardzo ważne, rynkiem rosnącym z racji permanentnego deficytu, jaki Ameryka ma w wymianie handlowej.

Japonia emituje dużo długu, ale jest on mało płynny. Większość obligacji skupowanych jest przez bank centralny (polityka kontroli krzywej). Poza tym kraj stale notuje nadwyżki handlowe. Podobnie Europa. Euro aspirowało do roli światowej waluty rezerwowej. Jednak brak dopełnienia unii walutowej (brak emisji euroobligacji), a także względnie mała skala papierów o najwyższym standardzie (głównie Niemcy) niweczy jakiekolwiek marzenia w tej kwestii.

A co ze wspomnianymi krajami BRICS? Być może one, decydując się na jakąś formę wspólnego zadłużania, mogłyby stworzyć konkurencję dla amerykańskich treasuries? I tu pojawiają się kolejne warunki, które są niezbędne, by odgrywać rolę, jaka dziś przypada dolarowi. To stabilność (prawa, instytucji, demokracji, gospodarki), wiarygodność oraz swobodny przepływ kapitału.

Nie stanie się walutą rezerwową rubel z archaiczną gospodarką Rosji, gdzie nie ma zasad demokracji. Nie będzie nią real, gdyż Brazylia wielokrotnie w przeszłości ocierała się o hiperinflację. Nie będzie nią rupia, bo Indie, choć mają demokrację i państwo prawa, są zbyt biedne, by zapewnić wiarygodne i płynne instrumenty. Wreszcie, nie będzie nią w najbliższej przyszłości juan, bo nie ma tam swobodnego przepływu kapitału, a politycznie władzę sprawuje partia. Zaś instrument emitowany i „gwarantowany” przez wszystkie te kraje jawi się jako „Quasimodo” gorsze nawet niż papiery poszczególnych krajów.

Nie ma dziś alternatywy dla dolara. I szybko nie będzie. Nikt poza USA nie zapewni dziś nieograniczonej ilości płynnych, bezpiecznych, wiarygodnych instrumentów, w które inne państwa mogłyby lokować swoje nadwyżki. To samo tyczy się drugiej strony medalu, czyli pożyczania. Zagraniczny dług w dolarach wart jest dziś 12 bln dol. Każdy, kto próbowałby kwestionować rolę waluty USA, musi wcześniej spłacić długi w tej walucie. Albo zbankrutować, tracąc całkowicie wiarygodność i dostęp do finansowania. Na taki krok zdecydować się może tylko nowy hegemon.

Felietony
Nadchodzą emisje bezprospektowe
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Felietony
Indonezja – niewykorzystany potencjał współpracy handlowej
Felietony
TSUE przeciwko równemu traktowaniu
Felietony
Nieoczekiwane skutki wydobycia ropy
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Felietony
Pan Trump et consortes
Felietony
Powyborczy krajobraz na rynkach