Dla przeciętnego odbiorcy energii elektrycznej może się wydawać, że energia z wiatru jest prawie za darmo. Ot, postawić wiatrak, zamortyzować koszty budowy i niech śmigła kręcą się z zyskiem, gdy tylko wieje wiatr. W praktyce już samo postawienie farmy wiatrowej w Polsce nie jest zadaniem prostym, głównie z uwagi na ograniczenia legislacyjne, ale także możliwość przyłączenia do sieci, o czym za chwilę. Wcześniej trzeba jednak skompletować finansowanie dla takiego projektu. Wybudowanie dużej farmy wiatrowej o mocy 50 MW (największa farma w Polsce ma 220 MW) to koszt rzędu kilkuset milionów złotych, zbliżający się do pół miliarda. Bardzo mało jest w Polsce podmiotów, które mogą położyć taką gotówkę na stole, zdecydowana większość wspiera się zewnętrznym finansowaniem.
Z uwagi na wysokość stóp procentowych koszt pieniądza w Polsce znacząco wzrósł. Ponadto banki niechętnie finansują projekty, w których wkład własny inwestora jest niższy niż 40 proc. Dla porównania, np. we Francji, aby przekonać banki do sfinansowania inwestycji wiatrowych trzeba mieć 3–5 proc. wkładu własnego. Wróćmy do Polski – do oceny „bankowalności” projektu banki przyjmują na ogół kalkulacje mówiące, że długoterminowe kontrakty na sprzedaż energii (PPA) z danej farmy wiatrowej mają zabezpieczyć wartość spłat udzielonego finansowania w 120–140 proc. Do tego umowy PPA mają zabezpieczać 50–75 proc. przychodów z nowo budowanych wiatraków. Sumując koszty finansowania, wymagania banków dotyczące zabezpieczeń, koszty realizacji samej inwestycji oraz wreszcie oczekiwany przez inwestorów zysk z całej inwestycji, cena energii wytwarzanej w Polsce z farmy wiatrowej nie może być niższa niż około 600 zł/MWh. Niemało, ale to i tak wciąż taniej niż energia z elektrowni opalanych węglem czy gazem.
Obecnie jest jeszcze jeden haczyk związany ze sprzedażą energii po tej cenie – podatek „od zysków nadzwyczajnych”, naliczany od sprzedaży energii po cenie wyższej niż 345 zł za MWh. Taki limit ustalony jest dla producentów energii z OZE. W Europie Zachodniej limit ten ustalono na poziomie 180 euro za MWh. Widać wyraźnie, że w Polsce do ustalenia progu dla „zysków nadzwyczajnych” ustawodawca przyjął cenę wyraźnie niższą niż ta wymagana dla opłacalności projektów wiatrowych, wspieranych finansowaniem z zewnątrz.
W ostatnich tygodniach w branży OZE głośno jest o cable pooling, tzw. łączu współdzielonym. Nowelizacja przepisów w tym zakresie wchodzi w parlamencie w finałową fazę. Cable pooling może rozwiązać bolączkę nowych źródeł odnawialnej energii, jakim są możliwości przyłączenia do sieci. W dużym uproszczeniu wygląda to tak: obecnie, by podłączyć do sieci wiatrak o mocy 1MW, należy uzyskać przyłącze do sieci o tej samej mocy. Na tym samym przyłączu nie można już wpiąć do sieci żadnego innego źródła, np. elektrowni fotowoltaicznej (PV). Przy czym należy pamiętać, że elektrownie wiatrowe nie pracują w sposób stały z maksymalną produktywnością. Wpływ mają warunki atmosferyczne, wietrzność, sprawność urządzenia i wiele innych czynników. Czysto teoretycznie można założyć, iż przy bardzo dobrych warunkach wietrzności można przyjąć, że w ciągu roku elektrownia wiatrowa dostarczy około 40 proc. wyprodukowanej energii z uzyskanych warunków przyłączeniowych. W efekcie w porównaniu z wydanymi warunkami przyłączenia pozostaje około 60 proc. mocy do wykorzystania.
W dużym uproszczeniu, w miesiącach, kiedy najlepiej wieje, słabo świeci, a kiedy świeci, zazwyczaj nie wieje. To powoduje, że nakładając sinusoidę wiatru na sinusoidę słońca (PV), zbliżamy się do osiągnięcia prostej, czyli bez ekstremalnych punktów związanych z produktywnością lub jej brakiem Zatem na jednym przyłączu, o naszej przykładowej mocy 1MW mogłaby funkcjonować zarówno elektrownia wiatrowa o tej mocy, jak i elektrownia słoneczna o nominalnej mocy mniej więcej dwa razy większej. W efekcie ilość energii dostarczanej przez takie przyłącze będzie stabilniejsza w ciągu roku i na wyższym średnim poziomie niż w przypadku podłączenia jedynie jednego źródła mocy. Korzyści są wymierne dla wszystkich: sieć energetyczna otrzymuje bardziej zbalansowane źródło energii, wytwarzające ją bardziej stabilnie oraz taniej. Zaś inwestor może zabezpieczyć większe przychody na jednym przyłączu, stawiając wiatraki i panele słoneczne, przy relatywnie niewiele tylko wyższych nakładach na całą inwestycję.