W listopadzie wreszcie stało się to, na co długo czekano – wzrost inflacji w tym miesiącu okazał się wolniejszy o pół punktu procentowego niż miesiąc wcześniej. To dane wstępne i jednocześnie pierwsze obniżenie wskaźnika rocznego, nie licząc lutowego epizodu związanego z wprowadzeniem tarczy antyinflacyjnej, od wiosny 2020 roku.
Czy dane te oznaczają odwrócenie trendu?
Wydaje się oczywiste, że jeszcze nie. Przed nami z początkiem nowego roku powrót do wyższych stawek podatkowych w przypadku paliw, energii i nawozów. Szacunki wskazują, że może to skutkować podbiciem inflacji o 2–3 punkty procentowe, zatem całkiem prawdopodobne jest pojawienie się dwójki z przodu przy dwucyfrowej inflacji. Jednak fakt, że na dezinflację jeszcze trochę poczekamy, nie przekreśla optymistycznych sygnałów. A jest ich całkiem sporo.
Po pierwsze na spadek dynamiki wzrostu cen w przyszłym roku silnie oddziaływać będą tzw. efekty bazy. W bieżącym roku praktycznie co miesiąc obserwowaliśmy wzrost wskaźnika rocznego w stosunku do miesiąca wcześniejszego.
W marcu wzrost ten wyniósł aż 2,5 punktu. Dla przypomnienia, w lutym inflacja znajdowała się na poziomie 8,5 procent, a już miesiąc później wyniosła 11 procent. Zatem w kolejnych miesiącach dynamika wzrostu cen konsumpcyjnych będzie porównywana do relatywnie wysokich poziomów, co statystycznie rzecz biorąc, ułatwi jej obniżenie. Znacząco bardziej istotne są jednak czynniki makroekonomiczne. W tym przypadku wyraźnie pozytywnym sygnałem jest widoczna już od kilku miesięcy stabilizacja cen producentów.