Czuję się okradziony z moich emocji związanych ze świętem futbolu. Zamiast śledzić z zapartym tchem kojarzenia w grupach, analizować scenariusze w drabinkach prowadzących do finału, rozmyślać o zmianie futbolowej mapy świata, łudzić się szansami naszej reprezentacji – cierpię. A to wszystko dlatego, że tą piękną dyscypliną zawładnęli ludzie sprzeniewierzający się idei sportu. Może to jest pora, aby przemówił suweren? Aby kibice jasno dali do zrozumienia, że oczekiwali czegoś innego?
Przedsiębiorstwa w coraz większym stopniu muszą zwracać uwagę na prowadzenie swojej działalności w kontekście czynników środowiskowych (E), społecznych (S) i ładu korporacyjnego (G). W perspektywie kilkunastu miesięcy podmioty, które nie spełniają podstawowych standardów w tych obszarach, będą miały olbrzymie problemy ze sfinansowaniem swojej działalności i ze sprzedażą swoich produktów czy usług. Na tym tle mundial w Katarze zakrawa na jakąś kpinę czy wręcz na celową demonstrację, jak wiele zasad można złamać, jak wiele można zrobić wbrew podstawowym (wydawałoby się) normom dotyczącym ładu korporacyjnego, kwestii środowiskowych czy społecznych, jeśli się ma wystarczająco dużo pieniędzy.
Zacznijmy od literki G, czyli od sposobu zarządzania całym procesem wyłaniania organizatorów mundiali. Nie chcę tu pisać o korupcji czy szpiegostwie, bo nie mam na to dowodów. Ale sam fakt, że możliwe jest snucie takich scenariuszy, świadczy o tym, że proces został źle zorganizowany. Gdyby była jasna i przejrzysta procedura wyłaniania gospodarza, gdyby były jasno określone kryteria, gdyby decyzja była merytorycznie uzasadniona, to nie byłoby pola do ewentualnych nadużyć, a tym samym do takich oskarżeń. Natomiast w sytuacji, kiedy decyzja ma charakter uznaniowy, kiedy jakieś gremium wg nieprzejrzystych, znanych tylko sobie, zasad podejmuje rozstrzygnięcia olbrzymiej wagi i kiedy podjęte decyzje odbierane są jako bardzo kontrowersyjne, musi to budzić określone wątpliwości.
Literka E symbolizująca kwestie środowiskowe z daleka bije po oczach. Poczynając od „grzechu pierworodnego”, tj. zorganizowania imprezy za pieniądze pochodzące z wydobycia paliw kopalnych, poprzez zbudowanie całej infrastruktury sportowej i okołosportowej, aż po wydatkowanie olbrzymich zasobów energii na klimatyzowanie stadionów na pustyni. Oczywiście zawsze dochodzi do problemów z wykorzystaniem obiektów sportowych po wielkich imprezach, ale w tym przypadku mamy do czynienia z wybudowaniem ośmiu stadionów o łącznej pojemności ponad 400 tys. miejsc w niespełna 3-milionowym kraju! To nie tyle ekstrawagancja, co olbrzymie marnotrawienie zasobów. Wprawdzie część z nich zostanie po mistrzostwach rozebrana, ale to tym bardziej pokazuje jednorazowość całej akcji.
Szczególną uwagę chciałbym jednak poświęcić literce S, dotyczącej kwestii społecznych i pracowniczych, gdyż ona bardzo często jest lekceważona lub relatywizowana. To bardzo ciekawe, że nasza droga na mundial została uproszczona z uwagi na łamanie praw człowieka przez Rosję, a nie mamy problemu z udziałem w imprezie w kraju, który łamie prawa człowieka. A jak to będziemy widzieć z perspektywy czasu? Czy dziś chcielibyśmy, aby nasza reprezentacja grała w mistrzostwach organizowanych przez Rosję? Pewnie nie, ale cztery lata temu nam to nie przeszkadzało, a przecież było to po zajęciu części Ukrainy w roku 2014. Nasze myśli dotyczące przestrzegania praw człowieka chodzą bardzo dziwnymi ścieżkami.