Pisałem w ubiegłym roku o paradoksach podatkowych, które towarzyszą inwestowaniu na rynkach zagranicznych*. Zwracałem uwagę na to, że wynik podatkowy, oparty na kursach średnich NBP, może zniekształcać nasze oczekiwania finansowe wynikające z zakupu instrumentów notowanych w walutach obcych. Dziś chciałbym dołożyć wisienkę do tego walutowego tortu i sprawić, że... znów rozboli was brzuch.
Temat inwestowania na rykach zagranicznych jest wdzięczny. Zrobił się modny, bo i krajowa giełda nie daje nadziei, i złoty też jakiś taki poobijany. Jednak mało kto przy okazji „naganiania” w kierunku obcych rynków wspomina o podatkach. Może dlatego, że podatki znowu straszą. Ja jednak nie mam zamiaru straszyć, tylko zawsze staram się cierpliwie wyjaśniać. Cierpliwie i dokładnie, choć to tylko felieton.
Podatek dochodowy jest od kilkunastu lat skomplikowany. Coraz bardziej, bo przepisy zawarte w ustawie o nim stały się tak kazuistyczne, że marzymy już o uregulowaniu w nich recept na każdy bez mała dzień tygodnia. Jednak należy pamiętać, że w ustawie istnieją normy ogólne. I to umiejętność czytania tych norm ogólnych pozwala w wielu przypadkach odpowiedzieć na pytanie, czy należy płacić podatek, czy nie? Tymczasem skupmy się na inwestowaniu zagranicznym. Aby się za nie zabrać, musimy najpierw zakupić walutę, następnie wykonać transakcję zakupu instrumentów, później te instrumenty sprzedać i wreszcie na końcu, ewentualnie, sprzedać uzyskaną walutę (zamienić na złotówki), by wrócić do początku. Ile mamy potencjalnych przychodów? Dwa. Pierwszy – ze sprzedaży instrumentów, może nam przynieść dochód lub stratę. Drugi powstaje w wyniku obrotu walutą i też może wygenerować dochód.
Mam wrażenie, że temat opodatkowania dochodu z obrotu walutami jest jakby ignorowany w szerokich publikacjach. Często spotykam teksty, z których wynika, że niby podatek trzeba płacić, ale może jak kwoty są niewielkie, a częstotliwość znikoma, to temat nie występuje. A już jak kupiłeś w kantorze, to kto cię namierzy? A tymczasem ustawa mówi wyraźnie, choć bardzo ogólnie: opodatkowaniu podlegają wszelkiego rodzaju dochody. Nawet wtedy, gdy uzyskane zostały niejako przy okazji, jak ma to miejsce w omawianym przypadku, generowania przychodu z innego źródła. O opodatkowaniu dochodu z zagranicznych instrumentów napisałem we wspomnianym felietonie. A dziś przypominam o opodatkowaniu dochodu ze sprzedaży walut uzyskanych „przy okazji”.
Niestety temat jest wysoce kontrowersyjny, więc może odstraszać. Skutki opisane w felietonie sprzed półtora roku są kontrowersyjne. Ale ich zestawienie z koniecznością zapłaty podatku, w pewnym sensie od czegoś, co daje równoległy dochód, może się wydać skrajnie szokujące. Bo gdy kupiliśmy walutę przed nabyciem papierów wartościowych, a potem po ich zbyciu na powrót ją sprzedaliśmy, możemy osiągnąć dochód, choćby na papierach była strata! Boli??? Baaardzo. Bo tak właśnie wygląda podatkowy cios w splot słoneczny w wykonaniu polskiego ustawodawcy.