W ostatnim czasie sytuacja na rynkach finansowych zmieniała się nadzwyczaj dynamicznie, tak jak nastroje inwestorów. Na całe szczęście tego typu wahania w mniejszym stopniu mają przełożenie na kondycję gospodarek krajów rozwijających się. Za przykład może posłużyć Turcja, której wzrost gospodarczy w ostatnim czasie zdumiewał.
Mimo wielu problemów w regionie Morza Śródziemnego (wynikających z wiosny ludów w krajach arabskich), jak i w Europie (kryzys zadłużenia w strefie euro), gospodarka turecka była w stanie rosnąć drugi rok z rzędu w tempie ponad 8 proc. Jak to jest możliwe? Otóż kluczem do sukcesu gospodarczego okazała się silna konsumpcja krajowa. Co prawda eksport w 2011 r. rósł w tempie dwucyfrowym, jednak na skutek spowolnienia gospodarczego na świecie, jego dynamika z kwartału na kwartał słabła.
Popyt na rynku krajowym napędzany jest wysokim przyrostem naturalnym. Według najnowszych danych populacja Turcji przekroczyła już 75 milionów. Każdego roku liczba mieszkańców zwiększa się o kolejny milion! W związku dynamicznym przyrostem ludności rokrocznie wzrasta popyt na mieszkania, dobra konsumpcyjne, usługi finansowe. Stwarza to szanse dla rozwoju tureckich przedsiębiorstw w oparciu o wzrost sprzedaży na „własnym podwórku". Jednak tak dynamiczny wzrost ma negatywne następstwa w postaci silnie rosnącego importu (który w 2011 r. przekroczył 240 mld USD), a co za tym idzie, pogorszeniu deficytu handlowego. Rząd aby przeciwdziałać negatywnym skutkom rosnącego deficytu stara się przyciągnąć zagraniczne koncerny przemysłowe, które mogłyby produkować w Turcji na potrzeby rynków europejskich.
Jedną z kluczowych branż, na którą stawiają władze, jest motoryzacja. Ostatnio rządzący mogli się pochwalić zapowiedzią inwestycji firmy Hyundai, która zamierza rozbudować swoją fabrykę małych aut. Rząd turecki stara się walczyć z deficytem także w bardziej wyrafinowany sposób – poprzez ograniczenie konkurencyjności wyrobów zagranicznych. W minionym roku po raz kolejny podniesiono podatek konsumpcyjny od samochodów z silnikami o dużych pojemnościach, wspierając tym samym fabryki krajowe, produkujące głównie samochody małolitrażowe. Ciekawe jest to, że zarówno Unia Europejska, jak i poszkodowane koncerny nie są w stanie nic w tej sprawie zrobić.
Ekonomiści z niepokojem przyglądają się rosnącemu deficytowi w rachunku obrotów bieżących. Jest on po części spowodowany wzrostem cen ropy naftowej. 95 proc. konsumowanej w Turcji ropy pochodzi z importu. W 2011 r. aż 40 procent wykorzystywanego surowca sprowadzono z Iranu. Irańska ropa jest tańsza niż ta pochodząca np. z Arabii Saudyjskiej. Jeśli partnerzy Turcji ze Stanami Zjednoczonymi na czele wymuszą zakaz kupowania ropy z Iranu, wywoła to 1–1,5 proc. wzrost cen paliw na stacjach benzynowych. Wydaje się, że to niewiele. Jednak każdy wzrost ceny surowca ma przełożenie na dalsze pogarszanie się deficytu w rachunku obrotów bieżących. Odejście od irańskiej ropy może także niekorzystnie się odbić na marżach tamtejszego potentata naftowego notowanego na ISE – rafinerii Tupras.