Początek lat 90. wyrobił w nas przekonanie, że nie ma innej drogi niż wolny rynek, nieograniczona konkurencja, prywatyzacja. Sądziliśmy, że globalny system finansowy, w którym dominuje prywatny kapitał, jest stabilny. Kapitał miał się odznaczać brakiem narodowości i kierować się jedynie chęcią zysku oraz racjonalnością w podejmowanych decyzjach. Kryzys zapoczątkowany w 2008 r. negatywnie zweryfikował wiele z tych twierdzeń. Okazało się, że kapitał ma narodowość, interes nie zawsze oznacza zysk, a wysocy przedstawiciele świata finansów kompromitują się w kolejnych skandalach – vide ostatnio ujawniony przypadek manipulacji stopami LIBOR przez bank Barcklays. Rynki finansowe pokazały swoje prawdziwe oblicze.

W cieniu globalnych sporów toczy się nasza mała polska niby-wojna o kształt polskiego rynku kapitałowego. Media informują o rzekomym sporze między prezesem Giełdy Papierów Wartościowych a szefem Izby Domów Maklerskich. Piszę „rzekomym", bo wydaje się, że żadnego poważnego sporu nie ma. Jest walka o swoje. „Będziemy również apelować do ministra finansów, aby pod jego auspicjami przeprowadzić dyskusję na temat aktualizacji strategii rozwoju rynku kapitałowego „Agenda Warsaw City 2010", którą rząd przyjął w  2004 r., a jej realizacja nie została nigdy rozliczona. Zakłada ona m.in., że misją państwa jest zapewnienie małym i średnim firmom dostępu przez giełdę do kapitału. A takimi spółkami nie zajmują się globalne firmy inwestycyjne, tylko krajowe biura maklerskie. Dlatego w strategii znalazły się zapisy o tym, że krajową branżę maklerską należy chronić przed globalną konkurencją. Izba Domów Maklerskich uważa, że aktualną strategię rządową pod roboczym tytułem „Agenda Warsaw City 2020", na  wniosek ministra finansów rząd powinien przyjąć wzorem tej z  2004 r.". To wypowiedź  Janusza Czarzastego, szefa Izby Domów Maklerskich, opublikowana w jednym z dzienników.

O co chodzi? Oczywiście o pieniądze, jak to na rynku kapitałowym. A w szczególności? Szef Izby Domów Maklerskich twierdzi, że poziom opłat na rzecz GPW jest zbyt wysoki, domaga się specjalnej ochrony pozycji swoich członków, a nawet specjalnej strategii od Ministerstwa Finansów, gwarantującej maklerom dożywotnie dochody. Zabawnie brzmi hasło?rozliczenia dokumentu sprzed ośmiu lat. Maklerom nie podoba się fakt, że muszą dłużej pracować. Zapewne nie spodoba się także nowy system informatyczny, jaki giełda zamierza wkrótce uruchomić, śladem jednej z największych giełd świata NYSE. System ten spowoduje jeszcze większą otwartość na uczestników spoza Polski, co rzeczywiście może się przełożyć na spadek dochodów lokalnych domów maklerskich. Janusz Czarzasty zapomniał poinformować opinię publiczną, że z takimi problemami borykają się wszystkie tradycyjne giełdy. Że globalizacja nie zawsze oznacza wzrost dochodów dla dotychczasowych beneficjentów tego zjawiska. Że jego walka z nowymi rozwiązaniami przypomina zachowanie luddystów w przeżywającej rewolucję przemysłową XIX-wiecznej Anglii. Luddyści niszczyli pierwsze maszyny parowe, „bo odbierały ludziom pracę". Jak to się skończyło – wiemy z historii.

To, co uderza w żądaniach maklerów, to fakt, że nie różnią się od znanych powszechnie żądań zgłaszanych ustawicznie przez liderów związkowych, głównie z tradycyjnych branż przemysłowych. Ta sama melodia, te same argumenty – państwo ma dać, nie pozwolić, chronić. I te same uzasadnienia – bo interes narodowy, bo małe firmy etc.

Rodzi się pytanie – kto za to zapłaci? Bo chyba komu jak komu, ale maklerom nie powinno się tłumaczyć, że nie ma darmowych obiadów. Mam nadzieję, że nie tylko minister finansów, lecz także inni ważni uczestnicy rynku kapitałowego zareagują na potrzebę chwili. Proponujemy, aby wspólnie pracować nad strategią, która pozwoli na zbudowanie Warszawskiego Centrum Finansowego – już nie tylko jako regionalnego rynku kapitałowego, ważnego dla jego uczestników, lecz także w skali istotnej dla całej polskiej gospodarki.