Dokąd na radę nadzorczą?

W swoim czasie modne było pielgrzymowanie przez piastunów spółek do miejsc kultu. Często wizytowano Fatimę. Jednym spółkom może to pomogło (BIG), innym (jak Stocznia Szczecińska) niekoniecznie.

Publikacja: 18.10.2017 06:00

Andrzej S. Nartowski publicysta

Andrzej S. Nartowski publicysta

Foto: Archiwum

Regularne odbywanie posiedzeń rady nadzorczej z dala od nadzorowanej spółki to markowanie nadzoru. Uwadze rady może umykać wiele ważnych spraw.

Polskie prawo daje radzie nadzorczej swobodę wyboru miejsc odbywania posiedzeń. Nie ma tu ograniczeń nakładanych na walne zgromadzenie, które powinno obradować w siedzibie spółki, a może także w miejscach wskazanych w jej statucie, natomiast spółka publiczna może odbywać walne w miejscowości będącej siedzibą giełdy, na której jest notowana – jednakże walne zgromadzenia mogą być odbywane wyłącznie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Rady nadzorcze nierzadko korzystają z możliwości prowadzenia obrad poza spółką, nawet poza krajem. Pod pojęciem „posiedzenie wyjazdowe" kryje się często weekend spędzany z rodzinami na koszt spółki w jakiejś atrakcyjnej miejscowości. W swoim czasie modne było pielgrzymowanie przez piastunów spółek do miejsc kultu. Często wizytowano Fatimę. Jednym spółkom może to pomogło (BIG), innym (jak Stocznia Szczecińska) niekoniecznie. Rozjeżdżano się także po Polsce, wzdłuż i wszerz.

Wprawdzie dobrze pracująca rada nadzorcza znaczną część powierzonych jej zadań wykonuje poza posiedzeniami, poprzez swoje komitety lub delegowanie członków do samodzielnego pełnienia określonych czynności nadzorczych bądź za sprawą podejmowania uchwał w trybie pisemnym lub przy wykorzystaniu środków bezpośredniego porozumiewania się na odległość, niemniej pewne czynności rada może podjąć wyłącznie na posiedzeniach. Jestem przekonany, że dla spółki lepiej, gdy rada obraduje w jej siedzibie. Skoro powierzono jej sprawowanie stałego nadzoru nad działalnością spółki we wszystkich jej aspektach, nie może takiego mandatu pełnić bez reszty zaocznie.

Warto, by rada nadzorcza odwiedzała przedsiębiorstwo spółki, przeprowadzała wizje lokalne. Przekonała się naocznie, czym naprawdę spółka się zajmuje, w jakich warunkach działa, jakie warunki pracy oferuje załodze; to wszystko niekoniecznie wynika z kwitów słanych radzie przez zarząd. Rada bezwzględnie powinna zobaczyć zakład, zwiedzić obiekty, odbywać swobodne spotkania z wybranymi specjalistami. Pracownik wzywany do miejsca, gdzie rada obraduje poza spółką, trzymany tam pod drzwiami przez wiele godzin, bywa mniej skłonny do otwartości w rozmowie niż ten sam pracownik u siebie, w swoim środowisku, na swoim gruncie.

Niestety, rady nadzorcze spółek pozastołecznych często spotykają się w Warszawie, daleko od nadzorowanej spółki. Członkom rady nie chce się ruszać w Polskę, nawet tę najbliższą. Wiadomo: uważają, że są ogromnie zajęci, ich czas tak wiele kosztuje, że nie warto tracić go w podróżach. Lecz regularne odbywanie posiedzeń rady nadzorczej z dala od nadzorowanej spółki to markowanie nadzoru. Uwadze rady może umykać wiele ważnych spraw.

Pamiętam posiedzenia rady nadzorczej spółki córki w siedzibie spółki matki. W pokoju obrad obecny był zarząd, a specjaliści ze spółki wzywani do przedstawienia spraw, którymi się zajmują, czekali na korytarzu. Pożyczaliśmy im krzesła. Kiedy obrady przeciągały się, tracili sporo czasu. Kilka miesięcy później jeden z nich wszedł do rządu... Sprawy wyglądają znacznie gorzej, gdy pracownik traci nadto czas na dojazd do miejsca obrad.

Przykładem jest opowieść zasłyszana od pracownika spółki położonej w tzw. terenie. „Przyjeżdżamy do Warszawy, by stanąć przed radą nadzorczą. Siedzimy i czekamy na wezwanie przed oblicze rady. Wraz z nami siedzi ekipa wezwana w innej sprawie. Tamci wchodzą po kilku godzinach. Ich spotkanie z radą trwało kwadrans, posłuchanie było powierzchowne. Ale już mogą wsiąść do samochodów, wracać do domu. My wciąż czekamy. Po godz. 18 wychodzi do nas ktoś z biura zarządu: posiedzenie rady dobiegło właśnie końca, brakło czasu na spotkanie z nami, zostaniemy wezwani w innym terminie, teraz mamy złożyć do podbicia blankiety delegacji – i możemy wracać. Zmarnowaliśmy dzień. I pół nocy".

Inaczej brzmi opowieść o posiedzeniu rady w innej spółce. „Pamiętam, kiedy rada nadzorcza zjechała do nas z Warszawy. Zwiedzali przedsiębiorstwo. Potem mieli posiedzenie, na które zaproszono zarząd, dyrektorów pionów, szefa relacji inwestorskich, jeszcze kilka osób. Pani przewodnicząca (szkoda, że już jej nie ma) sprawnie prowadziła obrady, zadawała zarządowi dużo pytań, bardzo merytorycznych. Atmosfera była rzeczowa, kompetencje rady zrobiły na nas wrażenie. Jednak w zasadzie rada obraduje w naszym warszawskim biurze, zarząd dojeżdża na te posiedzenia, bywają też wzywani pracownicy".

Ważne jest, jak radę nadzorczą ocenią akcjonariusze na walnym zgromadzeniu i czy obdarzą jej członków absolutoriami. Nie bez znaczenia jest wszakże, jak postrzegają radę pracownicy. Od tego zależy ich gotowość do udzielania radzie informacji. Rada może żądać sprawozdań i wyjaśnień w sprawach związanych z działalnością spółki nie tylko od zarządu, ale także od pracowników. Czy potrafi jednak korzystać z tego źródła?

WWW.ANDRZEJNARTOWSKI.PL

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?