Lekkie pióro w prospekcie

Brak raportów analityków banków oferujących sprawił, że wielu inwestorów samodzielnie musiało popatrzeć w treść prospektu. Pewnie tylko nieliczni przebrnęli przez cały.

Publikacja: 09.04.2018 05:00

Tomasz Świderek publicysta ekonomiczny

Tomasz Świderek publicysta ekonomiczny

Foto: Archiwum

W odstępie kilku dni pojawiły się grube – 230+ stron – prospekty emisyjne dwóch technologicznych startupów, czyli – w kolejności publikacji – Dropboksu i Spotify. Choć przy pisaniu prospektu obowiązują ściśle określone reguły, to zawsze liczy się lekkie pióro. W przypadku tej dwójki lepiej czyta się dokument wyprodukowany przez szwedzką spółkę, oferującą dostęp do streamingu muzyki.

Debiuty giełdowe akcji Dropbox oraz Spotify były oczekiwane od wielu kwartałów. Nikt by się nie zdziwił, gdyby spółki zdecydowały się na nie już w ub.r. A to, że zdecydują się na wejście na giełdę w tym roku, wydawało się niemal pewne. To, co na dzień dobry różni oferty, to sposób ich przeprowadzenia. Dropbox wchodził klasycznie, czyli oferując akcje w IPO. Spotify poszedł własną drogą. Nie było publicznej oferty akcji, więc nie było widełek cenowych, nie było ceny emisyjnej i nie było klasycznego road show, w czasie którego spółka na zorganizowanych przez oferujące banki spotkaniach miałaby możliwość zaprezentowania się inwestorom. Debiut giełdowy był pierwszym momentem, w którym szeroka rzesza inwestorów mogła wycenić i kupić akcje spółki.

W prospektach spółki zmierzające na giełdę odkrywają karty zarówno o wynikach finansowych, jak i o swej działalności. Jedni – zwłaszcza w części opisowej – robią to chętniej. Inni cedzą słowa i informacje. Podobnie jest zresztą w notach objaśniających pozycje w finansowych tabelkach. Jedni sprawiają wrażenie, że bardzo nie chcą dzielić się informacjami i robią tylko to, co muszą. Inni szczegółowo opisują meandry księgowości.

Nie inaczej – w moim odczuciu – jest w przypadku Spotify i Dropboksu. Choć prospekt amerykańskiej spółki oferującej usługi w chmurze obliczeniowej zaczyna się od kilku atrakcyjnych obrazków, które sprzedają najważniejsze – zdaniem autorów dokumentu – informacje, to potem nie jest już tak dobrze. Prospekt staje się mniej przyjazny dla czytelnika, co może świadczyć o tym, że dział marketingu, któremu pozwolono poszaleć na pierwszych stronach, ostatecznie oddał pełną kontrolę nad treścią prawnikom, księgowym i bankierom inwestycyjnym. A ci – jakby zapominając o tym, że prospekt ma pozwolić potencjalnym inwestorom poznać spółkę – odklepują formułki i starają się uśpić czytającego dokument.

W prospekcie Spotify czuć pewien luz. Oczywiście nie jest to najważniejsze – zwłaszcza dla profesjonalistów, czyli analityków i zarządzających – ale, mimo sztywnych ram, jakie musi spełniać tego typu dokument, ułatwia lekturę.

Być może ów luz jest li tylko zasługą tego, że tworzący dokument zespół miał lekkie pióro. Być może są jakieś inne powody. Szukając przyczyny wspomnianego prospektowego luzu Spotify, warto wziąć pod uwagę sposób, jaki światowy lider muzycznego streamingu wybrał przy wprowadzaniu akcji na giełdę.

Skoro nie ma IPO i road show, to nie było raportów analityków banków oferujących. A takie raporty – co świetnie pokazały ubiegłoroczne raporty analityczne poprzedzające IPO Play Communications – z reguły są optymistyczne, zaś ich autorzy zazwyczaj widzą zdecydowanie więcej zalet przyszłej giełdowej spółki niż analitycy brokerów niezwiązanych z pierwszą publiczną ofertą.

Brak raportów analityków banków oferujących sprawia, że wielu inwestorów samodzielnie musiało popatrzeć w treść prospektu. Pewnie tylko nieliczni przebrnęli przez cały. Reszta skupiła się na kilkudziesięciu pierwszych stronach oraz na tych tabelkach i rozdziałach dokumentu, które zawsze z uwagą czytają. W takiej sytuacji to, że prospekt lepiej się czyta, ma spore znaczenie.

Nie można wykluczyć, że potencjalni inwestorzy, zwłaszcza indywidualni, sugerowali się także tym, co o spółce mówiły media. Przystępniej napisany prospekt ułatwia życie dziennikarzom i – co w ostatecznym rozrachunku może nie być bez znaczenia – może mieć wpływ nie tylko na zawartość merytoryczną (dobrze podane informacje łatwo się wplata w tekst) – ale także na ton artykułów czy relacji w mediach elektronicznych.

Krótko mówiąc, z lekkiego pióra potencjalnie mogą być same pozytywy.

Felietony
Afera w tropikach
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Po co lista insiderów?
Felietony
Barwy przyszłości
Felietony
Private debt dla firm rodzinnych. Warto?
Felietony
Idzie nowe?
Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?