Sejmowe komisje Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Samorządu i Polityki Regionalnej zwiększyły w czwartek z 500 m do 700 m minimalną odległość turbin wiatrowych od domów mieszkalnych, ale nie gospodarczych. – To niewielka odległość. Dla naszego resortu ważnym było zachowanie tej przestrzeni między 700 a dziesięciokrotnością wysokości wiatraka, co istnieje obecnie – powiedziała minister klimatu i środowiska Anna Moskwa. Posłowie całkowicie znieśli także zakaz budowy budynków mieszkalnych w pobliżu istniejących turbin wiatrowych.

Zgodnie z przyjętą poprawką nie będzie tutaj żadnych ograniczeń. Projekt przewiduje, że nowe turbiny wiatrowe będą mogły być lokowane tylko na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego (MPZP). Podstawą dla określania odległości minimalnej – pomiędzy 10H a 700 m dla budynków mieszkalnych – jak czytamy w projekcie – będą wyniki przeprowadzonej strategicznej oceny oddziaływania na środowisko (SOOŚ) wykonywanej w ramach MPZP. Chodzi m.in. o pomiar hałasu.

To dla inwestorów bardzo duża zmiana. – Przyjęcie poprawki o zmianie odległości minimalnej od wiatraków z 500 na 700 m to dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie – tłumaczy Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej, które na komisji było głosem inwestorów wiatrowych prywatnych i państwowych. – Tylko szeroko konsultowane i zaakceptowane przez stronę rządową i samorządową 500 m gwarantowało nowe megawaty wiatru już w ciągu dwóch lat, a w kolejnych latach nawet do 22 GW – podkreśla organizacja. Z analizy Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej wynika, że zwiększenie minimalnej odległości do 700 m powoduje redukcję możliwej mocy zainstalowanej o ok. 60–70 proc. Giełda odnotowała tę zmianę. Dla przykładu, o ile w ciągu ostatniego miesiąca kurs Onde, firmy budującej farmy wiatraków, wzrósł o blisko o 40 proc., o tyle w czwartek spadał o 3,5 proc.