W ubiegłym tygodniu rząd zaprezentował plan wprowadzenia limitu cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych (693 zł/MWh), a także dla małych i średnich firm, odbiorców wrażliwych oraz samorządów (785 zł/MWh). W przypadku gospodarstw domowych oznacza to podwyżkę cen o około 70 proc. w porównaniu z bieżącym rokiem. Projektem na najbliższym posiedzeniu ma zająć się Sejm.
Szok cen na giełdzie
Jak wynika z danych Credit Agricole, cena energii elektrycznej w warunkach wolnorynkowych dla dużych przedsiębiorstw w 2023 r. może jednak przekroczyć 1200 zł/MWh. To wzrost o 82 proc. Tyle wynosił przeciętnie w październiku kontrakt na dostawę prądu w przyszłym roku. – Dodatkowo, w przypadku cen gazu nie zostały ogłoszone plany rządu mające na celu ustalenie ich maksymalnego poziomu – podkreślają analitycy Credit Agricole.
Zaproponowane w projekcie ustawy ceny maksymalne są niższe od tych, które w swoich propozycjach cen przesyłali do MŚP oraz samorządów spółki obrotu. Będą to jednak nadal kilkakrotne podwyżki względem normy sprzed 2021 r. – To łagodzenie skutków problemów, a nie ich likwidacja – mówi ekonomista Banku Pekao Piotr Bartkiewicz. Dodaje, że to spółki obrotu energią poniosą największy ciężar wynikający z mrożenia cen energii. – Szoki związane z cenami energii przetaczają się już teraz przez gospodarkę, a ich skutki będą trwać jeszcze dwa, trzy lata. Wówczas może dojść do wyeliminowania wąskich gardeł w szeroko pojętym systemie energetycznym Europy – mówi. Wskazuje, że jeśli wzrost cen nie zostanie powstrzymany, to wówczas wzrosty cen wyeliminują popyt na energię. – Ceny maksymalne rozumiem jako poszukiwanie balansu – dodał.
Obrót ucierpi najbardziej
Michał Sztabler, analityk Noble Securities, podobnie jak Bartkiewicz zwraca uwagę na spółki obrotu. – Patrząc już bezpośrednio na spółki energetyczne, to spółki obrotu ucierpią najbardziej. Kupowały one prąd w kontraktach terminowych (np. z dostawą w 2023 r.) po cenie znacznie wyższej niż 700–800 zł, a więc cenie maksymalnej, o której mówi projekt ustawy. Firmy obrotu będą więc musiały wskazanym w ustawie klientom sprzedawać prąd po cenie znacznie niższej, niż ją kontraktowały, i będą generować straty. Ta strata będzie pokrywana z Funduszu Wyrównania Różnicy Cen. Taki mechanizm był już stosowany trzy lata temu. Płatności były jednak pokrywane z dużym opóźnieniem.
O ile duże spółki obrotu powinny poradzić sobie z tym wyzwaniem, o tyle mniejsze firmy, które jeszcze przetrwały na rynku, mogą sobie nie poradzić z sytuacją, bo nie mają tak dużej płynności finansowej. Te firmy mogą upaść, a w ich miejsce mogą wejść sprzedawcy z urzędu, a więc firmy z udziałem Skarbu Państwa. Duże podmioty na tym skorzystają, bo odzyskają utracony w efekcie liberalizacji rynek – mówi analityk, który wprost kwituje: model rynku energii przestaje funkcjonować.