Wszyscy czekali w minionym tygodniu na decyzję Fedu dotyczącą stóp procentowych i „zgołębienie” Jerome’a Powella, o którym donosił dwa tygodnie temu „Wall Street Journal”. Co ciekawe – o ile stopy wzrosły zgodnie z oczekiwaniami o 75 pkt baz., o tyle wbrew oczekiwaniom szef Fedu brzmiał bardzo jastrzębio. Zasugerował, że docelowa stopa procentowa w USA może być wyższa, niż dotychczas zakładano. Ta sugestia wystarczyła, by wystraszyć Wall Street, ale jej przełożenie na europejskie parkiety, w tym polski, nie było już tak bardzo negatywne.
S&P 500 po konferencji Powella stracił 2,5 proc. i wrócił pod średnią z 50 sesji. Nasdaq spod tej średniej zawrócił i w czwartek brakowało mu 231 pkt, by pogłębić dno bessy. Z punktu widzenia analizy technicznej wzrosło ryzyko, że oba indeksy powrócą do głównej tendencji spadkowej, choć tydzień kończył się powrotem narracji „Fed pivot” w związku z wyższym od oczekiwań odczytem stopy bezrobocia w USA (3,7 proc. przy poprzednim odczycie 3,5 proc. i prognozie 3,6 proc.).
Co jednak kluczowe z polskiego punktu widzenia – Europa zachowała relatywną siłę wobec Wall Street. DAX, owszem, zniżkował po konferencji szefa Fedu, ale spadek zatrzymał się nad średnią z 50 sesji, a w piątek indeks odrobił całość strat. Co więcej, przebił linię trendu spadkowego i wyraźnie zbliżył się do dziennej dwusetki. W tym kontekście we Frankfurcie rośnie szansa na długoterminowe przesilenie.