Na początku lipca minister rozwoju Krzysztof Paszyk zapowiedział, że program „Na start” w zmodyfikowanej formie mógłby wejść w życie na początku przyszłego roku, jeśli tylko uda się znaleźć poparcie polityczne. Nieco ponad tydzień później powiedział pan w Senacie, że chcecie, by projekt trafił do Sejmu już po wakacjach. Nowa wersja trafiła właśnie pod obrady rządu. Powiedział pan, że program „Na start” mógłby wejść w życie 15 stycznia. Skąd takie daty i nastawienie, skoro Lewica i Polska 2050 mówią twarde „nie” ultratanim kredytom dla wąskiej grupy obywateli?
Taki harmonogram wynika z kolejności prac nad ustawą. Ministerstwo już na etapie założeń programu, jeszcze przed publikacją projektu ustawy, prowadziło szerokie konsultacje. To bardzo obszerny projekt i na etapie konsultacji, po opublikowaniu pierwszego projektu (w kwietniu – red.), złożono bardzo dużo uwag i propozycji. Ich przepracowanie musiało chwilę potrwać. Jesteśmy już po uwzględnieniu uwag i złożyliśmy już nowy projekt ustawy w Stałym Komitecie Rady Ministrów.
Wygląda na to, że na poziomie rządowym prace nad projektem mają szanse zakończyć się w okresie wakacyjnym. Zakładamy, że po wakacjach program będzie miał szanse trafić pod dyskusję w Sejmie. Jednym z kluczowych założeń projektu jest to, by z dopłat mogło skorzystać jak najwięcej osób potrzebujących wsparcia przy zakupie mieszkania, a nie w myśl zasady, kto pierwszy ten lepszy.
Czyli ten program na pewno będzie? Założymy się np. o mieszkanie w Warszawie?
Nie mam w zwyczaju się o nic zakładać. To dobry program dla polskich rodzin. Myślę, że w parlamencie jest wystarczająco dużo osób chętnych wspierać polskie rodziny, które albo nie posiadają mieszkania, albo mają je za małe, a które dzięki programowi będą w stanie to zmienić. Niestety, w Polsce mamy najdroższy kredyt w Unii Europejskiej.