Ostatnie lata to jazda kolejką górską, jeśli chodzi o sprzedaż mieszkań. Jednak niezależnie, czy na szerokim rynku są gwałtowne wzrosty czy gwałtowne spadki, Murapol trzyma stały poziom: 2,7–2,8 tys. umów z klientami indywidualnymi rocznie. Na czym to polega?
Postrzegam to jako wielki sukces grupy, my sami w ciągu tych dwóch dekad byliśmy na tej kolejce, po kryzysie w 2008 r. wypracowaliśmy pewne procesy, model biznesowy, który pozwala uzyskiwać ustabilizowany wynik. Wartość dodana to efekt współpracy działów sprzedaży, marketingu, własnego biura projektowego, które działa w oparciu o doskonały przepływ informacji, czego rynek potrzebuje w dobrych, a czego w trudnych czasach, oraz bardzo sprawnie prowadzi wszystkie działania związane z uzyskiwaniem pozwoleń, terminowym wprowadzaniem inwestycji do sprzedaży. Ważne dla zrównoważonej sprzedaży jest też to, że jesteśmy zdywersyfikowani, w tej chwili nasza oferta obejmuje mieszkania w 15 miejscowościach. Mniejsze firmy deweloperskie są dziś mniej chętnie finansowane przez banki, co umożliwia nam zwiększanie udziału na takich mniejszych rynkach.
Czy w 2023 r. też się spodziewacie stabilnej sprzedaży? Możecie mieć dużą dywersyfikację, różne wewnętrzne procesy, ale faktem jest, że popyt kredytowy jest kompletnie stłumiony i karty rozdają „gotówkowcy”.
Największą bolączką potencjalnych nabywców są uwarunkowania makroekonomiczne, które odcięły klientów od finansowania. Niemniej mieszkanie jest pierwszą potrzebą i ludzie chcą je mieć na początku dorosłego życia, a nie na jesieni, gdy uzbierają oszczędności. Finansowanie bankowe jest zatem niezbędne. Czekamy więc, aż przynajmniej zostanie złagodzona rekomendacja S Komisji Nadzoru Finansowego (banki muszą sprawdzać, czy wnioskujący o kredyt poradziłby sobie przy stopie o 5 pkt proc. wyższej od bieżącej – red.) i oczywiście aż zaczną być obniżane stopy.