W październiku sprzedaliście 137 mieszkań, czyli od początku wakacji utrzymuje się trend podpisywania 120–130 umów miesięcznie wobec 250–300 wcześniej. Czy ten poziom jest bezpieczny z punktu widzenia funkcjonowania firmy? Na niedawnym Kongresie Deweloperskim nastroje były minorowe, dużo się mówiło o konieczności oszczędności, cięć etatów...
To prawda, w ostatnich miesiącach sprzedaż ustabilizowała się na poziomie 130–140 lokali miesięcznie, ale taką mamy sytuację rynkową, klienci mają trudności z pozyskaniem kredytów. Ta grupa nabywców stopniała o 70–80 proc. i klienci gotówkowi tego nie nadrobią.
Jakiekolwiek prognozowanie w zasadzie sprowadza się tylko do patrzenia na statystyki w długim terminie. Nie mamy nadpodaży mieszkań na rynku, a potrzeba posiadania własnego lokum nie zniknęła. W dłuższej perspektywie wszystko powinno wrócić do normy. Trudno spekulować, ile potrwa obecny stan, mamy kilka modeli, jak sfinansować istniejące budowy w sytuacji, kiedy nadal budujemy, ale sprzedaż jest wolniejsza. Zakładamy, że w ciągu dwóch lat zbudujemy pewien zapas mieszkań, ale będziemy go w stanie sprzedać. Spodziewamy się, że najtrudniejszy będzie przyszły rok, ale jest szansa, że na początku 2024 r. sytuacja będzie już lepsza.
Atal to firma duża i zdywersyfikowana, budujemy w siedmiu aglomeracjach, mamy dobrą sytuację finansową wypracowaną w latach poprzednich i jesteśmy w stanie sfinansować budowy.