Choć banki w ostatnim roku znacząco zwiększyły rezerwy na kredyty we frankach szwajcarskich, to wciąż ich poziom jest zbyt niski, by całkowicie wyeliminować ryzyko prawne związane z tymi kredytami. A jak czytamy w najnowszym „Raporcie o stabilności systemu finansowego”, przygotowanym przez Narodowy Bank Polski, skala dodatkowych potrzebnych rezerw może wahać się od 27 mld zł do nawet 50 mld zł.
Byle nie za szybko
To spore wyzwanie dla banków, biorąc po uwagę, że po I półroczu 2022 r. poziom rezerw w całym sektorze wynosił ok. 30 mld zł (a na koniec 2022 r. według szacunków analityków rynkowych ok. 39 mld zł). W najbardziej optymistycznym wariancie mowa więc o podwojeniu poziomu rezerw, a w najbardziej pesymistycznym – niemal o potrojeniu w porównaniu z połową ubiegłego roku.
Czytaj więcej
Ze względu na rosnącą liczbę pozwów i ugód z tzw. frankowiczami banki muszą dokonywać dużych odpisów na ewentualne pokrycie strat. W IV kwartale rezerwy znowu muszą wzrosnąć.
– Banki stopniowo zwiększają rezerwy wraz z postępującą materializacją ryzyka prawnego walutowych kredytów mieszkaniowych i można założyć, że w większości banków ten proces będzie jeszcze trwał – komentuje Kamil Sobolewski, ekspert rynków finansowych i główny ekonomista Pracodawców RP. – Z perspektywy kapitałów banków ważne, by było to rozłożone w czasie, by nie uderzało w możliwość kredytowania poszczególnych podmiotów i całej gospodarki – zaznacza Sobolewski.
Eksperci zaznaczają przy tym, że obciążenia z tytułu rezerw na kredyty frankowe nie rozkładają się równomiernie po całym sektorze. Najbardziej narażone są te podmioty, które mają największe portfele takich pożyczek, w tym np. mBank czy Bank Millennium.