Spadek cen elektryczności poniżej zera w sezonie wzmożonej produkcji czystej energii to normalna sytuacja chociażby w Niemczech czy Holandii, ale nie w Polsce. Wprawdzie w 2019 r. krajowe prawo energetyczne zostało dostosowane do unijnych wymogów – wówczas zniesione zostały wynoszące 70 zł za MWh minimalne ceny energii elektrycznej.
W praktyce niewiele to jednak zmieniło, bo problem nadwyżki podaży nad popytem nad Wisłą rozwiązuje się, odłączając od sieci farmy fotowoltaiczne (ramka 1). Problemami związanymi z funkcjonowaniem OZE w warunkach niemożności elastycznego wyłączania zwłaszcza elektrowni węglowych będzie jednak trzeba się zająć, bo boomu w branży już nic nie zatrzyma.
Globalne inwestycje w fotowoltaikę, które jeszcze 10 lat temu były pięciokrotnie mniejsze od inwestycji w wydobycie ropy, mają się z tymi ostatnimi zrównać jeszcze w tym roku (ramka 2). Tymczasem presja na energetykę węglową w UE może w najbliższym czasie nieco osłabnąć dzięki spadkowi cen uprawnień do emisji CO2 (ramka 4).
O tym, że Europa do transformacji energetycznej zabrała się na poważnie, świadczą jednak chociażby niemieckie próby „zazielenienia” branży produkcji stali. Salzgitter, drugi w Niemczech producent kluczowego dla krajowego przemysłu (w tym zwłaszcza motoryzacji) surowca, planuje do końca 2025 r. przerzucić produkcję na zasilanie zielonym wodorem.
Tymczasem ważną przeszkodą w transformacji energetycznej mogą okazać się niedobory kluczowych surowców. Chodzi o używane głównie w bateriach do aut elektrycznych lit, grafit, kobalt, nikiel i mangan oraz o stosowane w magnesach do turbin wiatrowych i autach elektrycznych pierwiastki ziem rzadkich. Ponadto miedzi, krzemu i cyny potrzeba do rozwijania sieci energetycznych, farm wiatrowych, a także budowania pojazdów elektrycznych.