Sytuacja w gospodarce i geopolityce jest bardzo złożona. Można i trzeba rozkładać ją na czynniki pierwsze, choć jest to zadanie niełatwe, bo zbyt wiele jest niewiadomych. Jasna jest jedynie perspektywa na rynku surowców energetycznych. Jest i będzie drogo. Geografia i logistyka dostaw ulega zdecydowanym zmianom, ale proces ten będzie trwał jeszcze przez jakiś czas. Incydenty wokół rurociągów przebiegających przez Bałtyk tylko podgrzewają nastroje. Splot różnych czynników jest dość skomplikowany, więc trudno się dziwić nastrojom na rynkach finansowych.
Było marzeniem, a stało się utrapieniem
Kluczowa wydaje się inflacja, która nasilała się już przed inwazją Rosji na Ukrainę. To, co było marzeniem banków centralnych stało się utrapieniem nie tylko władz monetarnych, ale i gospodarek, a w szczególności wszystkich podmiotów korzystających z zewnętrznego finansowania, poczynając od firm, a kończąc na gospodarstwach domowych. Banki centralne nie mogą już chować głowy w piasek i zmuszone są do zdecydowanego zaostrzania swej polityki, zmierzającej do zduszenia, a przynajmniej ograniczenia inflacyjnej presji. Fakt, że takie działania negatywnie wpływają na gospodarkę, schodzi na dalszy plan, ale nie należy o tym zapominać, bo to kwestia o zasadniczym znaczeniu. Najlepszym przykładem jest tu Fed. Do niedawna przodujący w luzowaniu warunków monetarnych, też musi iść w przeciwnym kierunku. I na tej drodze nie zważa ani na sytuację na rynkach finansowych, choć wielokrotnie w przeszłości uginał się pod presją giełdowych zawirowań, ani na groźbę pogorszenia koniunktury w gospodarce. Rezerwa Federalna jest w o tyle komfortowym położeniu, że sytuacja na rynku pracy jest wciąż bardzo dobra, a amerykańska gospodarka już udowodniła, że po okresie ochłodzenia, jest w stanie szybko i dynamicznie powrócić na ścieżkę mocnego wzrostu. Parametry makroekonomiczne nie są aż tak bardzo dramatyczne, jak informacje o tym, że inflacja jest najwyższa od wielu dekad. Rządy większości państw starają się zaś rekompensować konsekwencje tej tendencji konsumentom i firmom, posuwając się do działań przypominających czasy gospodarek centralnie sterowanych, takich jak choćby zamrażanie cen i nakazywanie określonych działań prywatnym firmom, do czego przygotowuje się Komisja Europejska.
Giełdy reagują powściągliwie
Jak na to wszystko reagują rynki finansowe? Jak w soczewce widać to w przypadku najbardziej bezpiecznej spośród bezpiecznych przystani. Dolar ma się najlepiej od 20 lat, a jego indeks względem głównych światowych walut wciąż idzie w górę. Jeszcze do niedawna poziom 5 złotych za dolara wydawał się wizją z kategorii financial fiction. A w ostatnich dniach fikcja okazała się rzeczywistością. Podobnie jest w przypadku większości walut emerging markets i aż dziw bierze, że nie powoduje to poważniejszych konsekwencji dla tych krajów. Kryzysu zadłużeniowego wciąż w ich przypadku nie widać. Koszty finansowania, nie tylko tam, zdecydowanie rosną. Rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich w ostatnich dniach nieznacznie przekroczyła 4 proc., czyli dotarła do poziomu z 2008 r. Mocno odwrócona krzywa rentowności wyraźnie sygnalizuje zagrożenie recesją w gospodarce.