Każda rzecz ma swoje plusy i minusy. Pamiętajmy jednak, że przez ostatnie dziesięć lat, czyli niemal od wprowadzenia euro, Niemcy miały najniższe tempo wzrostu gospodarczego w eurolandzie. Najniższe tempo wzrostu! Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero po wybuchu kryzysu w strefie euro. Niemcy przestały eksportować pieniądze, a więcej inwestowały w krajową gospodarkę – przed 2009 r. sytuacja była zupełnie inna. Mówi się, że teraz Niemcy korzystają z kryzysu. Ale co się stanie, gdy załamią się gospodarki państw Europy Południowej? To przecież uderzy w niemiecki eksport. Na końcu, gdy podliczymy wszystkie za i przeciw – zwłaszcza koszty, jakie będziemy musieli ponieść, okaże się więc, że euro nie jest w niemieckim interesie.
Skoro wprowadzenie euro okazało się tak katastrofalną decyzją dla Niemiec, to dlaczego Niemcy popełniły ten błąd? Dlaczego kanclerz Helmuth Kohl tak mocno obstawał za stworzeniem unii walutowej, choć np. szef Bundesbanku Karl Otto Poehl był mocno sceptyczny wobec tej idei?
To była czysto polityczna decyzja. Bardzo na tym zależało Francji. Było to wkrótce po zjednoczeniu Niemiec i Berlin nie chciał być poddawany presji Francuzów. Jednakże USA ta sprawa nie obchodziła. Byli od samego początku sceptyczni. Były szef Fedu Alan Greenspan mówił nawet, że „euro przyjdzie, ale nie zostanie". Dużą rolę w przyjęciu euro przez Niemcy odegrała również ideologia europejska, traktowana w Niemczech niemal jak państwowa ideologia, mówiąca, że im więcej integracji, tym lepiej. Teraz jednak niemiecki rząd, a zwłaszcza Ministerstwo Finansów, analizuje wszystkie opcje, nawet jeśli o tym nie mówi. Rozważa nawet opcję przewidującą rozpad strefy euro. Jednakże obecnie nie opłaca mu się realizacja takiego scenariusza. Uważa, że koszty zakończenia eksperymentu, jakim jest uczestnictwo w strefie euro, są większe niż koszty jego kontynuacji. Oficjalną polityką jest więc przepychanie się przez kryzys i wyczekiwanie, co się stanie. Oczywiście czasem dzieje się naprawdę dużo (śmiech).
Co się stanie z Grecją? Kiedy możemy się spodziewać jej bankructwa? I czy w jej ślad pójdą inne państwa strefy euro?
Nie można wykluczyć, że w tym roku dojdzie do bankructwa Grecji. Możliwe, że nawet w marcu. Jest to jednak dość odległa perspektywa. W interesie Greków byłoby ogłosić bankructwo, wyjść ze strefy euro, zdewaluować drachmę i zacząć wszystko od zera. Jednakże na Grecję jest wywierana ogromna presja, by tego nie robiła. Grecja straciła już suwerenność i jest czymś w rodzaju protektoratu. Gdyby ogłosiła bankructwo, koszty rynkowego finansowania dla Portugalii, Włoch i innych państw z peryferii strefy euro wzrosłyby. Możliwe nawet, że doszłoby do runu na banki, co już możemy zaobserwować w Grecji. Następnym krajem w kolejności do bankructwa stałaby się prawdopodobnie Portugalia, kraj, który znajduje się w bardzo poważnych kłopotach. Czy doszłoby do rozpadu strefy euro? Musimy sobie tutaj zadać pytanie, co rozumiemy przez rozpad. Jeżeli myślimy o tym, że jeden, dwa, trzy kraje opuszczą euroland, to jest to bardzo prawdopodobne. Najgorszym scenariuszem byłby jednak całkowity upadek wiary w euro, załamanie tej waluty wobec dolara, eksplozja kosztów rynkowego finansowania – nawet dla Niemiec, czyli sytuacja, w której nikt już by więcej nie chciał trzymać długu państw strefy euro.
Co powinno zostać zrobione, by uniknąć najgorszego scenariusza? Włoski premier Mario Monti mówi o konieczności podwojenia europejskiego funduszu ratunkowego, ale również o wniesieniu więcej konkurencji do europejskich gospodarek...