Rynek NewConnect, jak wiadomo, z zasady jest rynkiem podwyższonego ryzyka. Niemniej, o ile nigdy nie da się w całości wyeliminować ryzyka związanego z przyszłym zachowaniem kursu akcji, z niezrealizowanymi założeniami biznesowymi i prognozami, o tyle jednak są obszary zagrożeń, które można wyeliminować jeszcze na etapie samej inwestycji. Mianowicie mowa tu o zapisach umownych dotyczących nabycia akcji bądź udziałów w spółkach planujących w przyszłości debiut na NewConnect.
Zaślepienie zyskiem
Okazuje się, niestety często, że inwestorzy zaślepieni perspektywą ponadprzeciętnych zysków rzadko zwracają uwagę na zapisy umowne związane z transakcją, które mogłyby w przyszłości zabezpieczyć ich interes. Efekt? Jeśli spółka odstępuje od debiutu bądź nie zostanie dopuszczona do obrotu, inwestor pozbawiony może być możliwości spieniężenia inwestycji. Może liczyć wówczas co najwyżej albo na dobrą wolę władz spółki, albo jej największych akcjonariuszy. Może szukać też nabywcy swoich akcji wśród innych osób i podmiotów. Praktyka jednak pokazuje, że poza spółką i właścicielami, praktycznie nikogo takie udziały nie interesują. Tym samym krąg potencjalnych nabywców staje się ograniczony. Wydawać by się mogło, że takie sytuacje nie występują, że nikt nie będzie ryzykował wysokich kwot bez stosownego zabezpieczenia. Nic bardziej mylnego. Praktyka i zgłoszenia adresowane do SII wskazują, że takie sytuacje występują. W efekcie inwestor naraża się nie tylko na ryzyko rynkowe, ale także na ryzyko umowne. Tymczasem angażując środki w podmiot niepubliczny, będący w początkowej fazie rozwoju należy dołożyć staranności w zakresie ochrony swojego interesu. Dlatego warto, aby w umowie obok wielu standardowych zapisów znalazły się też te, które będą stanowić dodatkowe zabezpieczenie.
Z punktu widzenia każdego inwestora istotny jest termin debiutu. Choć wiadomo, że z reguły nie da się z góry wyznaczyć konkretnego dnia pierwszego notowania akcji i trudno oczekiwać takich informacji od spółki, ale jednak mając na uwadze najróżniejsze czynniki ryzyka, można określić w umowie termin, do którego spółka trafi na parkiet. Niektóre spółki i autoryzowani doradcy, niestety, stronią od tego zapisu, uznając, że podawanie dat może nieść dla nich ryzyko. Niemniej inwestor musi pamiętać, że to on, decydując się na inwestycje, naraża swoje środki na ryzyko, a nie spółka. Dlatego też każdorazowo powinien dążyć do ujęcia takiego zapisu w umowie. Jego brak może nieść ryzyko, że debiut będzie odkładany w nieskończoność.
Opcje wyjścia i odsetki
Ściśle z dopuszczalnym w umowie terminem debiutu powinna być powiązana opcja, która będzie gwarantować inwestorowi możliwość zbycia posiadanych akcji bądź udziałów czy to samej spółce, czy też jej największym udziałowcom. To jednak nie wszystko. Mianowicie inwestor, narażając swój kapitał na ryzyko, powinien zadbać także o swoje korzyści. Dlatego też solidne umowy gwarantują, że w przypadku niewywiązania się z terminów debiutu inwestor ma prawo do skorzystania z opcji sprzedaży posiadanych akcji, a spółka bądź jej większościowi akcjonariusze, muszą z tej opcji się wywiązać, płacąc przy tym dodatkowe odsetki.
Nie zapomnij o cenie
Przy decyzji o zapisie w ramach oferty prywatnej warto też pamiętać o zabezpieczeniu swojego interesu przez wyznaczenie w umowie minimalnej ceny odniesienia w pierwszym dniu notowań. Oczywiście cena odniesienia nie jest równoznaczna z ceną debiutu, niemniej da możliwość eliminacji sytuacji, w której cena odniesienia zostanie ustalona na poziomie istotnie niższym od zawartej transakcji.