Nie tylko możemy nie zarobić na odbiciu i dywidendzie, ale wręcz możemy stracić. Czerwone światło na kupowanie dają niemal wszystkie biura w odświeżanych rekomendacjach dla PGE, Tauronu, Energi i Enei. Choć każda z nich ma politykę dzielenia się zyskiem i taką samą praktykę, to wkrótce może to się zmienić.
Tak „dobrze" jak w Rosji
Paradoksalnie tracący gwałtownie na wartości sektor, który był do tej pory najlepszym płatnikiem na GPW, nadal oferuje ponadprzeciętne zyski z dywidendy (zwłaszcza w porównaniu z oprocentowaniem lokat). W przypadku Energi – jak zauważa Bartłomiej Kubicki z Societe Generale – widać aż 10-proc. stopę dywidendy, w PGE i Tauronie – po 7 proc., a w Enei – 5 proc. – Tak wysokie wskaźniki to pokłosie dużych spadków notowań – tłumaczy Kubicki. – Widać to po Tauronie, który przy kursach sprzed miesięcy oferował 2-proc. stopę., a dziś – aż 7-proc. – dodaje.
Robert Maj z Haitong Banku sarkastyczne stwierdza, że nasza energetyka zachowuje się jak spółki z rosyjskiej giełdy. – Kiedy ich stopy dywidendowe rosną do wartości dwucyfrowych, to trzeba się uważnie przyjrzeć, czy rynek faktycznie jest tak atrakcyjny, czy aż tak źle się dzieje – porównuje Maj.
Druga odpowiedź jest tą właściwą w przypadku polskich firm energetycznych. Trzeba od nich stronić – jak napisano w raporcie DM BZ WBK – „aż kurz opadnie".
– Tegoroczne dywidendy raczej nie są zagrożone, bo jest presja ze strony rządu na ich wypłatę. Ze względu na nią posiadająca wysoki wynik EBITDA i dobry bilans PGE może wypłacić nawet maksymalną przewidzianą polityką nagrodę, tj. podzielić 50 proc. zysku netto (minimum to 40 proc.) – twierdzi Kubicki.