Gospodarka strefy euro była w II kwartale o 15 proc. mniejsza niż przed rokiem. Tylko w ciągu tego jednego kwartału, naznaczonego walką z pandemią Covid-19, skurczyła się o 12,1 proc. Choć te dane, opublikowane w piątek przez Eurostat, były bliskie szacunków ekonomistów, w praktyce rozczarowały. Informacje, które docierały z gospodarki strefy euro w ostatnich tygodniach, dawały bowiem nadzieję na to, że żywiołowe odbicie aktywności ekonomicznej w maju i czerwcu złagodziło recesję.
Produkcja znów w dół
Doniesienia ze strefy euro na pierwszy rzut oka nie wpłynęły istotnie na szacunki ekonomistów dotyczące tego, jak w II kwartale zmienił się PKB Polski. Uczestnicy comiesięcznej ankiety „Parkietu" sądzą przeciętnie, że polska gospodarka skurczyła się w tym okresie o 8,8 proc. rok do roku. Miesiąc wcześniej, nie znając danych zza Odry, spadek PKB szacowali na 8,2 proc. rok do roku. Prognozy na cały rok nie zmieniły się wcale. Nadal ekonomiści przeciętnie przewidują, że polska gospodarka skurczy się w 2020 r. o 3,5 proc., a więc wyraźnie mniej, niż oczekuje zarówno Ministerstwo Finansów (4,6 proc.), jak i NBP (5,2 proc.). Z drugiej strony, miesiąc temu ekonomiści nie znali również wyników produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej w czerwcu, które okazały się zaskakująco dobre i mogły przemawiać za rewizją prognoz w górę.
Wstępne dane dotyczące PKB Polski w II kwartale, choć mają charakter historyczny, będą najważniejszą publikacją makroekonomiczną sierpnia. – Skala spadku PKB w strefie euro i poszczególnych krajach członkowskich jest zbliżona do rynkowych oczekiwań i spójna z szacunkami mniejszego spadku PKB w Polsce, w granicach 8–10 proc. rok do roku – mówi „Parkietowi" Piotr Bujak, główny ekonomista banku PKO BP. – Mniejsza skala spadku PKB w Polsce to efekt kilku czynników, m.in. korzystnej struktury gospodarki – dodaje.
Dla oceny dalszych perspektyw polskiej gospodarki ważniejsze będą jednak dane dotyczące produkcji sprzedanej przemysłu oraz sprzedaży detalicznej w lipcu. Ta pierwsza w czerwcu wzrosła o niemal 14 proc. w stosunku do maja, dzięki czemu była minimalnie wyższa niż rok wcześniej. Tymczasem ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się przeciętnie jej spadku o ponad 7 proc. rok do roku. W lipcu, jak obecnie szacują, produkcja nie utrzymała się na ścieżce wzrostu i zmalała o 2,1 proc. rok do roku. To jednak i tak byłby wynik optymistyczny, biorąc pod uwagę niekorzystny układ kalendarza (sierpień br. liczy o jeden dzień roboczy mniej niż w ub.r.). Z kolei sprzedaż detaliczna w ujęciu realnym zmalała w czerwcu o 1,3 proc. rok do roku, po spadku o 7,7 proc. w maju. W lipcu, jak szacują przeciętnie uczestnicy naszej ankiety, sprzedaż była realnie o 0,6 proc. niższa niż w tym samym miesiącu ub.r.
Inflacja maleje i rośnie jednocześnie
Już w piątek GUS opublikował wstępny szacunek inflacji w lipcu. Wynika z niego, że indeks cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł o 3,1 proc. rok do roku, po 3,3 proc. w czerwcu. To odczyt zgodny z przeciętnymi szacunkami ekonomistów ankietowanych przez „Parkiet". Mimo to pod pewnym względem okazał się zaskakujący. Uczestnicy naszej ankiety spodziewali się, że w lipcu wyhamowała też nieco tzw. inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, która w czerwcu wyniosła 4,1 proc. rok do roku, najwięcej od niemal 20 lat. W świetle piątkowych danych GUS, inflacja CPI wyhamowała jednak głównie pod wpływem wolniejszego niż w czerwcu wzrostu cen żywności. Inflacja bazowa tymczasem prawdopodobnie przyspieszyła do 4,2–4,3 proc. rok do roku.