W poniedziałek rentowność (porusza się w kierunku przeciwnym do ceny) 10-letnich obligacji skarbowych Polski znalazła się na rekordowo niskim poziomie, przejściowo zanurkowała poniżej 1,4 proc. W czwartek przed południem była już w pobliżu 2 proc., najwyżej od ponad dwóch tygodni.
W porównaniu do środy rentowność 10-latek rosła w czwartek nawet o 0,25 pkt proc. To jedna z największych dziennych zwyżek w ostatnich kilkunastu latach. Do porównywalnej przeceny polskiego długu doszło ostatnio w styczniu 2016 r., gdy agencja S&P obniżyła rating Polski.
Rentowność 2-latek od poniedziałku skoczyła z niespełna 1,15 proc. do 1,33 proc.
Wzrost cen obligacji skarbowych (spadek rentowności) w ostatnich tygodniach analitycy tłumaczyli narastającymi oczekiwaniami, że Rada Polityki Pieniężnej obniży stopy procentowe w reakcji na spowolnienie wywołane epidemią koronawirusa. Na to nakładało się jeszcze zapotrzebowanie na bezpieczne aktywa przy ich ograniczonej podaży. Przecena długu w ostatnich dniach może mieć związek z oczekiwaniami, że przeciwdziałanie epidemii będzie wymagało rozluźnienia polityki fiskalnej, a to z kolei doprowadzi do wzrostu emisji obligacji skarbowych Polski.
Zdaniem uczestników rynku pieniężnego, nie jest to jednak główna przyczyna przeceny obligacji. Jest ona raczej przejawem braku płynności na tym rynku. Banki obawiają się, że firmy, które w związku z epidemią utracą część dochodów, będą sięgały po kredyt w rachunkach bankowych. Żeby obsłużyć te żądania, banki potrzebują płynności, więc sprzedają obligacje skarbowe. Ale nie ma chętnych do kupowania. – Każdy chce trzymać gotówkę, jest ogromna potrzeba płynności – tłumaczy „Parkietowi" diler obligacji z dużego banku, prosząc o zachowanie anonimowości. – Jeśli NBP nie wkroczy na rynek pieniądza, zrobi się drogo – dodaje.