Dla wielu osób taki obrót spraw może być o tyle zaskakujący, że Fed na wrześniowym posiedzeniu dokonał naprawdę dużego zwrotu. Obniżka stóp procentowych była oczekiwana, ale prezes Jerome Powell przedstawił ścieżkę szybkiego zejścia ze stopami w okolice 3%, co wcale nie było przed posiedzeniem takie pewne. Dlatego mogło się wydawać, że to postawi dolara pod silną i trwałą presją. Tymczasem stało się dokładnie odwrotnie.

Zaważyło na tym kilka czynników. Zacznijmy od danych makroekonomicznych, bo one zdają się mimo wszystko odgrywać tu kluczową rolę. We wrześniu Fed przedstawił spore obawy co do pogorszenia koniunktury na rynku pracy, jednak kolejne dane absolutnie tego nie potwierdziły. Wrześniowy raport z rynku pracy był mocny, dziś z kolei poznaliśmy bardzo dobry październikowy raport ADP (wzrost zatrudnienia o 233 tys., dwukrotnie więcej niż oczekiwano), co sugeruje kolejny mocny rządowy NFP (raport poznamy w piątek, gdyż amerykańskie rynki wtedy normalnie działają). Fakt, pojawiały się też słabsze pozycje, takie jak raport o nowych bezrobotnych sprzed dwóch tygodni czy wczorajszy raport JOLTS pokazujący mniej nowych ofert pracy. Jednak ogólny obraz jest nadal niezły, a dopełniają go inne publikacje takie jak bardzo mocne wskaźniki koniunktury w usługach czy zaskakująca poprawa nastrojów konsumentów. Do tego dwie ostatnie publikacje danych o inflacji były minimalnie wyższe niż oczekiwano i jest jasne, że Fed nie jest pod presją na szybkie obniżki stóp. Inaczej jest w Europie, gdzie jednak systematycznie słabsze dane zmusiły EBC do „dodatkowej” obniżki stóp.

Drugim powodem jest wzrost rentowności obligacji na „długim końcu krzywej”, który częściowo oczywiście wynika z danych, ale częściowo jest elementem tzw. Trump Trade, czyli wzrostu oczekiwań na wygraną Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Były prezydent jasno zapowiadał, iż zintensyfikuje protekcjonistyczną politykę, która jest proinflacyjna, co ograniczyłoby przestrzeń do obniżek stóp.

Do wyborów zostało już zaledwie kilka dni i trzeba mieć na uwadze to, że tzw. Trump Trade jest mocno zaawansowany, co widać choćby po cenie Bitcoina (były prezydent widziany jest jako pozytywna zmiana w świecie krypto, szczególnie wobec bliskości Elona Muska), nie oznacza to zatem, że wygrana Trumpa to automatyczne dalsze umocnienie dolara. Ale wątek makroekonomiczny za tym przemawia. W środę o 14:40, tuż po rozpoczęciu handlu w USA, euro kosztuje 4,35 złotego, dolar 4,02 złotego, frank 4,63 złotego, zaś funt 5,21 złotego.

dr Przemysław Kwiecień CFA Główny Ekonomista XTB [email protected]