Średnia cena, jaką według multiagencji ubezpieczeń Punkta płacili posiadacze aut w październiku za obowiązkowe ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej, wyniosła 535 zł. To o 7 zł mniej niż miesiąc wcześniej, ale już o 20 zł taniej niż przed rokiem. Wtedy OC kosztowało średnio 555 zł. Tymczasem kres niskich cen OC zapowiadano już od kilku kwartałów.
– To, że towarzystwa ubezpieczeniowe wciąż odwlekają podwyżki, to bezpośredni efekt świadomej strategii walki o udziały w rynku, w której okres mniejszej aktywności użytkowników pojazdów w okresie pandemicznym mógł służyć jako wytłumaczenie agresywnej polityki cenowej. W świetle aktualnych czynników ekonomicznych, m.in. inflacji i presji płac oraz nowych regulacji, podwyżki są nieuniknione – ostrzega jednak Michał Daniluk, prezes Punkty.
Już dziś są jednak miejscowości, gdzie ceny OC znacząco odbiegają od średniej. Najmocniej w kieszeniach odczuwają to kierowcy z miejscowości sąsiadujących z dużymi aglomeracjami miejskimi. Przykładami wyraźnie droższych od średniej krajowej, „sypialni” dużych miast są: Świętochłowice w woj. śląski (ze średnią ceną 762 zł), Reda w pomorskim (740 zł), Police w zachodniopomorskim (729 zł) czy podwarszawskie Piaseczno (728 zł).
– Ta sytuacja to efekt świadomości analityków ryzyka firm ubezpieczeniowych, że pojazdy zarejestrowane w powiatach „niskoszkodowych” realnie użytkowane są w obszarach o najwyższej częstości szkód – wyjaśnia Michał Daniluk.
Nie mają lekkiego życia właściciele hybryd. Średnia cena OC dla aut z napędem hybrydowym była w listopadzie o 30 proc. wyższa od średniej krajowej – wyniosła 697 zł. Dla porównania – średnia cena OC dla benzyniaka (514 zł) nie dość, że jest o niemal 4 proc. niższa od średniej krajowej, to aż o 26 proc. tańsza od OC dla hybrydy.