Agresja zbrojna Rosji na Ukrainę unaocznia dziś jak nigdy wcześniej ogromne znaczenie posiadania własnych złóż ropy i gazu. W Polsce nie ma ich za dużo, a i realizowane inwestycje nie przynoszą istotnych efektów.
Jest nawet coraz gorzej, gdyż krajowe wydobycie spada. Z opublikowanych już raportów rocznych giełdowych spółek wynika, że w ubiegłym roku polskie koncerny (PGNiG, Lotos i Orlen) pozyskały łącznie obu surowców niespełna 31 mln boe (baryłki ekwiwalentu ropy). To o 3,1 proc. mniej niż w 2020 r. i o 5,1 proc. mniej niż w 2019 r.
Realizowane obecnie w Polsce wydobycie zaspokaja jedynie około jednej piątej naszego zapotrzebowania na błękitne paliwo i niespełna 4 proc. na ropę. Teoretycznie mogłoby wzrosnąć, ale do tego potrzeba dużo większych niż dotychczas wydatków inwestycyjnych i zapewne istotnych ułatwień administracyjnych w przeprowadzaniu poszukiwań i zagospodarowywania złóż. Na razie na realizację takiego scenariusza jednak się nie zanosi.
Udokumentowane zasoby
W ubiegłym roku grupa PGNiG zanotowała w Polsce zarówno spadek wydobycia gazu jak i ropy, odpowiednio o 2,6 proc. (do 3,65 mld m sześc.) i o 9,3 proc. (do 0,64 mln ton). Tym samym kolejny rok z rzędu mieliśmy do czynienia z kontynuacją tendencji zniżkowej. Koncern od dłuższego czasu przekonuje, że możliwości zwiększenia skali wydobycia są ograniczone, co wynika z prowadzonej od wielu lat eksploatacji i znacznego stopnia rozpoznania złóż.
Co ciekawe, do wzrostu wydobycia na razie nie przyczyniają się nowe odkrycia. Na koniec ubiegłego roku grupa posiadała nad Wisłą 689 mln boe udokumentowanych zasobów ropy i gazu. To o 2,2 proc. więcej niż rok wcześniej. Jeszcze mocniej wzrosły one chociażby w stosunku do 2017 r. Mimo że zasoby były wówczas niższe niż obecnie, to ze złóż pozyskiwano więcej surowca.