Cena baryłka WTI zwiększyła się o 57 proc., a kontrakty na amerykański gaz o 140 proc. To wszystko może prowadzić nie tylko do inflacji kosztowej, ale także do kryzysu energetycznego tej zimy. Kontrakty terminowe na ropę Brent wzrosły w tym tygodniu powyżej 80 USD za baryłkę, czyli do najwyższego poziomu od października 2018 r. Doszło do tego w obliczu niewystarczającej podaży i odbudowującego się popytu w wielu częściach świata. W Wielkiej Brytanii niedobory w kadrze kierowców ciężarówek w połączeniu z panicznym kupowaniem benzyny na stacjach doprowadziły do powszechnego braku paliwa w wielu częściach kraju, co zaczęło wpływać na różne sektory gospodarki. W tym samym czasie działalność amerykańskich platform wiertniczych w Zatoce Meksykańskiej nadal pozostaje poniżej poziomu sprzed huraganu, a zapasy ropy naftowej wg EIA skurczyły się w ubiegłym tygodniu do 3-letniego minimum, na poziomie 414 mln baryłek. Tymczasem Goldman Sachs podniósł o 10 dolarów swoją prognozę na koniec roku dla ropy Brent do 90 dolarów za baryłkę. To, co aktualnie dzieje się na rynku energii i surowców, zaczyna przypominać kryzys naftowy lat 70. w USA. Wtedy też bank centralny gonił inflację stopami procentowymi, a gospodarka wpadła w stagflację. Tej zimy ten scenariusz zaczyna robić się coraz bardziej prawdopodobny.