Poniedziałkowa sesja nie zmieniła układu sił na GPW. WIG20 na początku rósł, później był pod kreską, a ostatecznie skończył dzień dokładnie w tym samym miejscu, w którym znalazł się na koniec zeszłego tygodnia. Powodów do zmartwień dostarczyła trzecia linia spółek, której indeks stracił 0,7 proc., przełamując wsparcie wyznaczone przez wrześniowy dołek. Indeks średniaków wzrósł z kolei o 0,2 proc.
Niewielkimi zmianami indeksów zakończyły się notowania na głównych rynkach Starego Kontynentu. Paryż i Londyn zyskały odpowiednio 0,5 proc. i 0,3 proc., a Frankfurt stracił 0,1 proc.
Więcej działo się za oceanem, gdzie do głosu doszli sprzedający, niwelując zyski z piątku. Indeksy S&P 500 i Nasdaq Composite spadły odpowiednio o 1 proc. i 1,2 proc., a gracze skupiali się m.in. na konflikcie na Bliskim Wschodzie (wzrost cen ropy naftowej) oraz perspektywach dla stóp procentowych (co odbijało się na notowaniach obligacji).
Wtorek na rynkach zaczął się pod znakiem ostrej wyprzedaży w Hongkongu. Indeks tracił tam pod koniec sesji blisko 8 proc., a analitycy wiązali tak ostry spadek z chęcią realizacji zysków po rajdzie z ostatnich tygodni. Przypomnijmy, że przez miesiąc indeks Hang Seng zyskał ponad 35 proc., niesiony doniesieniami o planach stymulacji chińskiej gospodarki przez władze. Część analityków oczekiwała, że dziś ogłoszony zostanie kolejny pakiet wsparcia przez Pekin, jednak tak się nie stało. Co ciekawe, równocześnie dziś rynek w Szanghaju w ogóle nie przejął się problemami w Hongkongu i poszedł w górę o 3 proc.
Zawirowania w Azji przełożyły się z rana m.in. na spadek o 0,9 proc. kontraktów futures na niemiecki DAX, co zapowiadało spadki na rynkach w Europie. W Warszawie głównym poszkodowanym może być KGHM po porannych wyraźnych spadkach cen miedzi.