Ostatnie miesiące zarabiania na obligacjach bankowych

Za trzy lata zapadają ostatnie obligacje bankowe o nominale 1000 zł. Gdy to się stanie, drobnym inwestorom zainteresowanym papierami banków pozostaną już tylko obligacje BGK i pozbawione płynności listy zastawne.

Publikacja: 02.08.2024 06:00

Ostatnie miesiące zarabiania na obligacjach bankowych

Foto: Adobestock

Papiery dłużne banków to doskonały przykład dziecka wylanego z kąpielą. Nadzór, który chciał chronić inwestorów indywidualnych przed ryzykiem, którego oni sami nie rozumieli, początkowo nakazał zwiększenie nominału tylko obligacji podporządkowanych banków do minimum 400 tys. zł. Ostatnią publiczną emisję obligacji podporządkowanych o nominale 1 tys. zł w październiku 2017 r. przeprowadził Alior Bank. Wcześniej z możliwości oferowania obligacji podporządkowanych chętnie korzystały Idea Bank i Getin Noble Bank. Podniesienie nominału pojedynczej obligacji zbiegło się w czasie z ustaniem tego rodzaju emisji, a równolegle banki weszły w plany naprawcze, zakończone ostatecznie przymusową upadłością, a w konsekwencji m.in. umorzeniem obligacji podporządkowanych. W tym więc kontekście działania nadzorcy rzeczywiście uchroniły nieznaną liczbę inwestorów przed stratami.

Bezpieczeństwo dla wybranych

Jednak działania nadzoru jednocześnie utrudniły dostęp indywidualnym inwestorom do obligacji innych banków, także tych znajdujących się w daleko lepszej kondycji. Nie, żeby same banki były zainteresowane plasowaniem długu wśród indywidualnych inwestorów. Poza GNB i Ideą, na publiczne emisje na podstawie prospektów decydowały się przywołany wcześniej Alior Bank oraz Bank Pocztowy, a także PKO Bank Hipoteczny oferujący krótkoterminowe obligacje. Alior Bank próbował przed dwoma laty emisji bankowych papierów wartościowych (bardzo przypominają obligacje), ale po pierwsze, nie wprowadził ich do obrotu, po drugie, oferował wówczas oprocentowanie niższe niż obligacje oszczędnościowe Skarbu Państwa.

GG Parkiet

Banki bynajmniej nie rezygnują z emisji obligacji jako takich. Ba. Bardzo je sobie cenią. Tyle że z emisjami celują w portfele inwestorów instytucjonalnych, a także międzynarodowych, bo wcale nierzadko przeprowadzają emisje nominowane w euro i są to zwykle setki milionów euro (mniejsze emisje bankowe na rynku euro i tak nie mają racji bytu). A nominały tych obligacji to najczęściej 0,5 mln zł, co czyni je niedostępnymi dla inwestorów indywidualnych.

Paradoks tej sytuacji polega na tym, że nasze banki od lat osiągają w Europie i na świecie najlepsze wyniki w stress testach. Są też stale prześwietlane przez nadzorcę i trudno byłoby w kraju znaleźć bezpieczniejszą formę inwestycji w papiery dłużne niż obligacje akurat polskich banków (poza papierami skarbowymi oczywiście).

Co nam zostało?

Istniejące rozwiązania można zmienić. Pojawił się pomysł, by banki hipoteczne mogły finansować się emisjami listów zastawnych kierowanych do inwestorów indywidualnych, a i sam nadzór chciałby, aby banki w większym stopniu niż obecnie finansowały działalności emisjami długoterminowych papierów. Być może więc restrykcje zostaną kiedyś zniesione.

Zresztą wymóg wysokich nominałów nie objął listów zastawnych, więc część z nich rzeczywiście została wprowadzona do notowań na Catalyst z nominałem 1 tys. zł. Jednak są to papiery pozbawione płynności, jeśli jakąś serią dochodzi do transakcji, to raz na kilka... lat.

O wiele łatwiej kupić obligacje podporządkowane banków. Do dyspozycji drobnych inwestorów pozostały cztery serie takich papierów, które wyemitowano przed restrykcjami z końca 2017 r., stąd nominały wciąż są niższe od 1 tys. zł.

Inwestorzy mogą też kupować obligacje Banku Gospodarstwa Krajowego, ale warto pamiętać, że różnią się one między sobą. Część to obligacje gwarantowane przez Skarb Państwa (w zasadzie to skarbówki, tyle że niezwolnione z podatku bankowego od aktywów), a część to długoterminowe obligacje o stałym oprocentowaniu, co daje im spory potencjał zmienności notowań (taka konstrukcja pozwala na spekulowanie ryzykiem stopy procentowej, więc absolutnie nie jest to produkt dla przeciętnego Kowalskiego, a jednak właśnie on jest dla wszystkich chętnych dostępny).

Jeśli nie papiery banków, to co?

Problem z inwestycjami w obligacje o najniższym poziomie ryzyka kredytowego polega na tym, że takich propozycji w ogóle nie ma zbyt wiele, co jest pewnego rodzaju paradoksem (skoro chodzi o ochronę inwestorów indywidualnych). Najmniej ryzykowne papiery dostępne są przede wszystkim dla banków oraz inwestorów kwalifikowanych. Do tej grupy emitentów zaliczyć można gminy, miasta i powiaty. Lecz choć teoretycznie Catalyst wyłożony jest obligacjami komunalnymi, w praktyce ich zakup jest niemożliwy. W dniu powstawania tego tekstu na całym Catalyst pojawiło się tylko jedno zlecenie sprzedaży pięciu sztuk obligacji komunalnych, w dodatku po 105 proc., co dawało im 3 proc. rentowności netto. Na Catalyst notowanych jest 346 serii obligacji komunalnych przy 246 seriach papierów korporacyjnych, 37 seriach listów zastawnych i 39 seriach papierów wyemitowanych przez banki. Teoretycznie więc to papiery komunalne powinny być najczęstszym przedmiotem transakcji, ale praktyka chodzi jak zwykle swoją drogą.

Inną możliwością dokonania inwestycji o niskim ryzyku są obligacje dużych firm, najlepiej z udziałem Skarbu Państwa, co w przypadku podmiotów o strategicznym znaczeniu jest swego rodzaju rękojmią przetrwania i spłaty zobowiązań, obok oczywiście istniejących uwarunkowań, takich jak niskie zadłużenie, wysokie zapasy gotówki, monopolistyczna pozycja rynkowa itd. Jednak i w tym wypadku inwestorów indywidualnych czeka spory zawód. Jedyne korporacyjne i niebankowe papiery z marżą poniżej 1 pkt proc. ponad WIBOR utrzymuje Catalyst Orlen, ale ich nominał to 0,5 mln zł, są to więc papiery niedostępne dla kieszeni przeciętnego Kowalskiego. Co ciekawe, w przedziale marży zawierającej się na poziomie 1–2 pkt proc. ponad WIBOR znajdziemy oczywiście firmy energetyczne, jak PGE, Enea czy Tauron oraz KGHM, ale także dobrze oceniane przez inwestorów profesjonalnych (to oni obejmowali emisje), takie jak Atal, Dom Development, Dino, LPP czy P4 i WB Electronics. Dobra wiadomość jest taka, że nominał wszystkich tych papierów to 1 tys. zł. Zła natomiast, że płynność handlu w niektórych przypadkach (zwłaszcza deweloperów) jest bardzo słaba, wręcz bliska zeru.

Skoro więc dostęp do papierów dłużnych oferujących niski poziom ryzyka kredytowego jest ograniczony, być może warto zainwestować w jednostki funduszy dłużnych? Problem z tego rodzaju inwestycjami omawiałem już kilkakrotnie. Przypuśćmy jednak, że istnieje otwarty fundusz, który inwestuje w interesujące nas papiery o niskim ryzyku kredytowym. Już przy wynagrodzeniu na poziomie 1 pkt proc. opłata za zarządzanie „zje” większość marży ponad WIBOR. A przecież taki fundusz nigdy nie ulokuje 100 proc. środków, część z nich musi trzymać jako poduszkę płynnościową. Zyski tak sprofilowanego funduszu mogą więc zaledwie równać się ze stawkami WIBOR, a taki wynik można osiągnąć, nie ponosząc ryzyka emitenta. WIBOR + 0 proc. płacą skarbowe „wuzetki” (do nabycia poniżej nominału), a dwuletnie obligacje oszczędnościowe płacą 35 pkt baz. powyżej stopy referencyjnej, co oznacza wynik przewyższający WIBOR zwykle o ok. 15 pkt baz.

Parkiet PLUS
USA kryptowalutową stolicą planety?
Materiał Promocyjny
Czy samochód służbowy musi być nudny?
Parkiet PLUS
Co pokażą tuzy warszawskiego parkietu w sezonie wyników?
Parkiet PLUS
Marazm na GPW? Nie, to wakacje
Parkiet PLUS
Goldman Sachs nie pozostawia żadnych złudzeń
Materiał Promocyjny
Transformacja na elektromobilność otwiera wiele nowych możliwości
Parkiet PLUS
Dywidendy: pokoleniowa zmiana na warszawskiej giełdzie
Parkiet PLUS
Wynikowe nadzieje analityków. Które spółki pokażą się z dobrej strony?