Jak Vestor radzi sobie na trudnym rynku

Rozmowa z Jakubem Bartkiewicz, prezesem Vestor Domu Maklerskiego.

Publikacja: 25.06.2015 06:00

Jak Vestor radzi sobie na trudnym rynku

Foto: ROL

Nowa nazwa, zmiany w akcjonariacie, ale cele wciąż te same. Wasz dom maklerski przechodzi więc ewolucję czy rewolucję?

Tu nie ma rewolucji. Będziemy nadal zajmować się tym, co do tej pory. Oczywiście systematycznie dokładamy do tego nowe projekty, takie jak chociażby private brokerage. Chcemy, by firma utrzymała wysokie tempo wzrostu. W zmianie, którą przechodzimy, najistotniejsze jest to, że ludzie, którzy budowali tę firmę i są odpowiedzialni za jej sukces, dziś dodatkowo są jej właścicielami.

Jak więc teraz wygląda akcjonariat Vestor DM?

Pakiet większościowy spółki należy do zarządu. Oprócz nas akcjonariuszami są kluczowi menedżerowie oraz osoby w różny sposób związane z firmą.

Nie mogliście funkcjonować w starej strukturze?

Teoretycznie mogliśmy. Zarówno jednak TFI, jak i dom maklerski zaczęły mieć inne postrzeganie kierunków rozwoju. Stwierdziliśmy, że lepiej funkcjonować oddzielnie i nie przeszkadzać sobie. TFI rozwija się bardzo dobrze, dom maklerski wręcz znakomicie, więc nie było problemu z tym, aby obie spółki poszły własnymi ścieżkami.

Znakomicie rozwijający się dom maklerski to na naszym rynku brzmi trochę jak bajka...

Zgadzam się z tym, że rynek jest bardzo trudny. Gdyby nie to, pewnie bylibyśmy w stanie zarabiać około 10 mln zł rocznie, a nie 3–4 mln zł. Chcę jednak podkreślić, że nasz dom maklerski rozwija się zupełnie inaczej niż inne tego typu instytucje. Wyszliśmy z obszaru M&A (fuzji i przejęć – red.), private equity, a trading, czyli element najbardziej kojarzony z biurem maklerskim, uruchomiliśmy dopiero dwa lata temu. Oczywiście przy takiej sytuacji rynkowej można się zastanawiać, czy był to dobry krok, ale my uważamy, że rentowność tego segmentu należy rozpatrywać w szerszym kontekście. Specjalizujemy się w obsłudze małych i średnich firm, w tym również giełdowych. To, że dajemy im pełną gamę usług, jest dużą wartością, która przyciąga do nas klientów. Trafność takiego podejścia potwierdza systematyczny wzrost przychodów Vestor DM.

Czy to oznacza, że w segmencie pośrednictwa na rynku wtórnym dokładacie do biznesu?

Nie. Naszym założeniem jest wyjście w tym obszarze „na zero" i to nam się udaje. Tak naprawdę to jest tylko platforma do innych transakcji, jak np. ABB (accelerated book-building, czyli sprzedaż akcji w drodze przyspieszonej budowy książki popytu – red.) czy IPO. Bez dostępu do giełdy robienie tych rzeczy byłoby trudne. Właśnie na takich transakcjach zarabiamy.

Co dla was jest teraz głównym źródłem przychodów? Czy są to transakcje, o których pan wspomniał, czy może co innego?

Naszym głównym źródłem przychodów jest oferowanie papierów wartościowych. Są to nie tylko oferty pierwotne akcji, ale przede wszystkim obligacje. Robimy bardzo dużo prywatnych emisji obligacji i to wraz z tymi dodatkowymi transakcjami na akcjach stanowi prawie 50 proc. naszych wszystkich przychodów. Oprócz tego mamy asset management, private brokerage, który bardzo dobrze się rozwija, obrót wtórny, fuzje i przejęcia. To wszystko składa się na drugą część naszych przychodów. Taka dywersyfikacja pozwala nam zarabiać nawet, jeśli akurat w danym segmencie rynku panuje dekoniunktura. Dzięki temu od kilku lat jesteśmy na fali wznoszącej. Nie zamierzamy jednak spoczywać na laurach i cały czas będziemy szukać nowych, perspektywicznych obszarów, w których będzie można zarabiać.

Rynek obligacji czekają duże zmiany. Nowa ustawa o obligacjach, mowa jest o jednolitej licencji bankowej...

Rzeczywiście. Jednolita licencja bankowa wywołuje trochę niepewności na rynku domów maklerskich. Moim zdaniem dotyczy to głównie domów maklerskich należących do dużych grupy bankowych, które w przypadku wejścia jednolitej licencji bankowej w życie zostaną wciągnięte w struktury banku i zlikwidowane. My nie jesteśmy zależni od żadnego banku. Mamy swoją niszę i staramy się być w niej najlepsi. Jeśli zaś chodzi o ustawę o obligacjach, to wiadomo, że jest ona mało elastyczna i daje ograniczone możliwości. Wydaje się, że zmiany, które mają zacząć obowiązywać, są krokiem w dobrą stronę, chociaż tak naprawdę zweryfikuje to życie.

Wspomniał pan także, że szukacie nowych obszarów działalności. Czego one dotyczą?

W dalszym ciągu interesujemy się dosyć specyficznymi funduszami. Ciekawym obszarem są dla nas także REIT-y (rodzaj funduszy nieruchomości – red.). Od dwóch lata próbujemy skonstruować fundusz, który byłby w stanie wypłacać stałą kwotę, czyli de faco byłby funduszem rentierskim. Jest bardzo dużo inwestorów, którzy poszukują tego typu przedsięwzięć. Wychodzimy z naszymi transakcjami także poza Polskę, i to nie tylko dla TFI i OFE, ale także dla osób fizycznych. Staramy się dawać naszym klientom to, czego nie mają w innych instytucjach. Chcę jednak podkreślić, że nie chcemy być duzi. Nam zależy na tym, aby móc elastycznie reagować na potrzeby rynku i przy tym zwiększać swoje zyski.

Mówi pan o tym, że pomagacie inwestorom działać na innych rynkach. Czy to oznacza, że w Polsce nie ma już „fajnych tematów" inwestycyjnych?

Wręcz przeciwnie. Jest ich bardzo dużo. Problemem polskiego rynku jest płynność, która przekłada się na wycenę ciekawych spółek. Bardzo często np. spółka technologiczna, która ma szansę być notowana w Polsce albo Stanach Zjednoczonych, skłania się ku temu drugiemu rynkowi ze względu na jego głębokość. Klienci wolą mieć ekspozycję na rynki zagraniczne, waluty szczególnie w sytuacji niepewności rynkowej.

Duże nadzieje wiążecie też z usługą private brokerage. Chcecie pozyskiwać klientów z zewnątrz, np. podbierać ich z banków?

Fundamentem naszego rozwoju są nasi klienci. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że aby rosnąć w tym segmencie, musimy też pozyskiwać klientów z zewnątrz. Dlatego zespół, który zatrudniliśmy, posiada własne kontakty i klientów. Mam też nadzieję, że pokazując możliwości inwestycyjne, które generalnie nie są dostępne u konkurencji, przyciągniemy też nowych klientów. To jednak pewnie jest dopiero kolejny etap. Dziś bazujemy na tym, co jest i co możemy pozyskać dzięki ludziom, których zatrudniliśmy.

Nie tak dawno uruchomiliście także program Equity Research Partner, który ma zapewniać pokrycie analityczne średnim i małym firmom. Czy on już generuje dla was zyski?

To jest kolejny projekt, którego celem nie jest osiągnięcie wysokiej rentowności. Program ten wdrożyliśmy, aby poprawić komunikację między inwestorami a spółkami, którymi nie interesuje się praktycznie żaden dom maklerski. Chcemy poprawić płynność małych i średnich spółek, otworzyć ich na inwestorów, tak aby w przyszłości firmy te mogły łatwiej plasować obligacje i akcje. To jest symbioza. Dzięki naszemu zespołowi analiz emitent dostaje to, czego nie ma, a my tak naprawdę zyskujemy nową bazę inwestorów, którzy dzięki nam poznają daną spółkę i w przyszłości być może transakcje na papierach tej firmy będą robić przez nas.

Program jest płatny i to spółki zgłaszają się do was po pokrycie analityczne. Nie boicie się konfliktu interesów?

Konflikt interesów na pewno jakiś jest. Najważniejsza jest jednak kwestia, jak się nim zarządza. Do tej pory, w mojej ocenie, udaje nam się zachować niezależność. W sytuacji, w której nasza rekomendacja wygląda bardzo negatywnie, może dojść do sytuacji, gdzie padnie pytanie emitenta o sens kontynuowania umowy, jednakże zapewniam, że emitenci nie mają wpływu na kształt czy też kierunek wydawanych rekomendacji. W naturalny sposób jednak do programu zgłaszają się spółki, które uważają, że rynek ich nie docenia.

Szukanie nisz to jedyna szansa na zarobek na rynku maklerskim? A może po prostu jest tak, że nasz rynek jest zbyt mały na taką liczbę graczy jak teraz?

Rynek sam reguluje takie rzeczy. Jeśli coś nie funkcjonuje, to się biznes zamyka albo po prostu firma bankrutuje. Z mojej perspektywy największym problemem są zdalni członkowie giełdy, którzy zawsze będą bardziej konkurencyjni od wszystkich firm maklerskich działających w Polsce. Gdyby nie to, rynek maklerski nawet przy jeszcze większej liczbie graczy pozwalałby na zarobek. Niestety, nie jesteśmy w stanie rywalizować ze zdalnymi graczami.

Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę
Parkiet PLUS
Przymusowy wykup akcji nie jest możliwy
Parkiet PLUS
Zagraniczne spółki z potencjałem
Parkiet PLUS
Obsługując naszych klientów, staramy się myśleć dokładnie tak jak oni