Handel pieniędzmi1) na GPW byłby usystematyzowany w ten sposób, że minimalna wielkość środków, jaką jeden podmiot zamierzałby ulokować na rynku, wynosiłaby 1 mln zł (podmioty mogłyby lokować lub pożyczać jedynie wielokrotności tej sumy), a skok ceny np. 0,01 pkt proc. Tak więc podmiot pragnący zasilić inne podmioty na rynku kwotą np. 2 mln zł zgłaszałby ofertę, że ma do sprzedania 2 mln po określonej przez siebie cenie, na określony termin. Byłaby to oferta sprzedaży – analogicznie jak ma to miejsce na rynku giełdowym. Inny zaś podmiot, pragnący pozyskać kwotę np. 3 mln zł na pewien termin, zgłaszałby ofertę kupna na określony termin i z wyznaczonym przez siebie limitem ceny. Oczywiście oba podmioty mogą rozbić swoje oferty i umieścić zlecenia z różnymi limitami cenowymi. Do zawarcia transakcji dochodzi wtedy, gdy zlecenia złożone przez stronę kupującą i sprzedającą spotkają się – tak jak to ma miejsce dzisiaj na GPW w przypadku notowanych tam instrumentów pochodnych. Przy składaniu ofert obowiązywałyby dobrze znane z GPW kryteria: cenowe, a następnie czasowe – w przypadku ofert kupna/sprzedaży, pierwsze realizowane byłyby oferty o najwyższej/najniższej cenie. Dla ofert kupna/sprzedaży z takim samym limitem ceny, w pierwszej kolejności zaspokajane były te, które napłynęły najwcześniej.
Furtka dla grup kapitałowych
Podmioty dopuszczone do handlu mogłyby pożyczać sobie środki finansowe na różne okresy (w różnych tenorach) – tak jak ma to miejsce obecnie na rynku międzybankowym. Z uwagi na to, że przy złożeniu zlecenia kupna/sprzedaży musiałyby zostać podane m.in. takie parametry, jak wielkość zlecenia oraz na jaki okres następuje zbycie/kupno środków finansowych oraz po jakiej stawce, podmioty składające takie zlecenie od razu widziałyby kwotę, jaka musi wrócić do sprzedającego, oraz termin rozliczenia tej transakcji. Istniałaby możliwość przeprowadzenia tzw. transakcji pakietowych, tj. takich, które spełniałyby wskazane kryteria wartości lokowanych środków i odchylenia ich ceny od aktualnej ceny pieniądza dla danego tenora – byłaby tu furtka dla dokonywania transakcji w obrębie grup kapitałowych.
Opisane wyżej elementy transakcyjne stosowane są na rynku wielu instrumentów finansowych notowanych na GPW w Warszawie. Zastosujmy teraz znaną z rynku instrumentów pochodnych zasadę, że w każdej zawartej transakcji między kupującego a sprzedającego wchodzi KDPW. Tak więc bank sprzedający pieniądze na określony termin z punktu widzenia prawa przeprowadza transakcję z KDPW, podobnie czyni bank nabywający pieniądze. W takim przypadku dochodzi do transferu ryzyka ze strony sprzedającego na KDPW – podobnie rzecz wygląda ze strony kupującego, ale z uwagi na fakt, iż mówimy o rynku niezabezpieczonych depozytów, transfer ryzyka dla kupującego nie jest tak ważny jak dla sprzedającego. W proponowanym rozwiązaniu sprzedający nie musi zatem troszczyć się o ryzyko bankructwa drugiej strony, jak to ma miejsce na rynku międzybankowym. Na rynku międzybankowym banki ustalają wzajemne limity inwestycyjne na siebie – tzn. jeden bank nie może ulokować więcej środków w innym banku niż „x" mln zł. Przy zastosowaniu rozwiązania z rynku kontraktów terminowych w handlu depozytami na GPW problem wzajemnych limitów banków całkowicie znika. Dla każdego z banków nie jest istotne, z jakim bankiem dokonał transakcji – po pierwsze, tego nie wie (przy zawieraniu transakcji widzi tylko ofertę, na którą odpowiada, natomiast nie ma świadomości, jaki bank to zlecenie złożył), a po drugie, z punktu widzenia regulacji prawnych dokonał transakcji z KDPW.
Kolejnym problemem, z jakim trzeba się zmierzyć przy proponowanym rozwiązaniu, są opłaty transakcyjne. Banki uczestniczące w zawieraniu transakcji musiałyby płacić prowizję za zawarcie transakcji oraz opłatę za jej rozliczenie. Wydaje mi się, że z uwagi na to, iż ryzyko bankructwa kontrahenta byłoby w takim przypadku wyeliminowane (przeniesione na KDPW), byłyby one skłonne zaakceptować niski poziom opłat transakcyjnych i rozliczeniowych.
Ukłon w stronę nadzorcy. Proponowane rozwiązanie „zdejmuje" ryzyko ze sprzedającego, dlatego też kwoty pożyczone innym podmiotom w tym systemie mogłyby posiadać niższe współczynniki ryzyka od tych, jakie przypisywane są im na obecnie działającym rynku międzybankowym, co przyczyniłoby się do zmiany sposobu liczenia określonych współczynników finansowych dla banków. Odpowiednie uregulowania prawne, dotyczące odmiennego sposobu wyliczania współczynników finansowych od środków pożyczonych innych podmiotom na obecnie funkcjonującym rynku międzybankowym, w stosunku do sposobu kalkulacji tych samych współczynników, ale w przypadku ulokowania środków za pomocą proponowanego rozwiązania, mogłyby skłonić banki do przejścia z obecnego systemu na rynek giełdowy.