Nerwowo na Wall Street

Czwartkowe silne spadki amerykańskich indeksów, będące powtórką wydarzeń z poprzedniego tygodnia, wzmagają obawy inwestorów przed głębszą korektą, a niepokój przenosi się na pozostałe giełdy.

Publikacja: 20.08.2017 12:41

Nerwowo na Wall Street

Foto: Bloomberg

W miniony czwartek, równo tydzień po pierwszym poważniejszym spadku indeksów, na nowojorskim parkiecie doszło do kolejnego tąpnięcia. Objęło ono wszystkie bez wyjątku wskaźniki, sygnalizując rosnącą niechęć do posiadania akcji. O ile w przypadku pierwszego załamania można było jednoznacznie zidentyfikować przyczynę strachu, o tyle obecnie trudno wskazać racjonalny powód niepokoju. W większości komentarzy podkreśla się rolę kolejnej kontrowersyjnej wypowiedzi Donalda Trumpa w kwestii wydarzeń w Charlottesville, budzącej powszechnie wyrażaną dezaprobatę i stawiającej pod znakiem zapytania jego zdolność do sprawowania urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych, a w szczególności do przeprowadzenia zapowiadanych reform. Jako dodatkowy czynnik wskazuje się tragiczne wydarzenia w Barcelonie. Jednak poprzednio zamachy terrorystyczne nie wywoływały silnych reakcji na giełdach, a do ekscentrycznych zachowań Trumpa zdołano się już nieco przyzwyczaić. Co prawda rezygnacja jego doradców ekonomicznych i w konsekwencji rozwiązanie zespołów, w których zasiadali, jest poważnym sygnałem zniecierpliwienia przedstawicieli biznesu i zdecydowanie nie przybliża perspektywy podjęcia i tak już mocno opóźnionych działań, mających zmienić system podatkowy i uruchamiających program inwestycji infrastrukturalnych, ale nie aż tak poważnym, by sądzić, że nie zostaną one zrealizowane. Skoro poważne zagrożenie konfliktem zbrojnym z Koreą Północną uznano jedynie za pretekst do spadku indeksów, to ostatnie wydarzenia tym bardziej zasługują na takie traktowanie.

Sygnały płynące ostatnio zarówno ze strony głównych banków centralnych, jak i gospodarki, powinny inwestorów nastrajać optymistycznie. Publikacja protokołu z poprzedniego posiedzenia Fedu i liczne wypowiedzi przedstawicieli tego gremium wskazują na malejące prawdopodobieństwo grudniowej podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych oraz ostrożność w Rezerwy Federalnej w rozpoczęciu redukowania sumy bilansowej. Powodem tej wstrzemięźliwości w obu kwestiach nie są zaś obawy o kondycję i perspektywy amerykańskiej gospodarki, a jedynie wątpliwości dotyczące trwałości zjawisk inflacyjnych. Złagodzenie stanowiska Fedu powinno pomagać rynkom akcji, a nie powodować niepokój. Tym bardziej że konsekwentnie gołębiej retoryki trzyma się także Europejski Bank Centralny i nic nie wskazuje na to, by był to jedynie zabieg taktyczny.

Ropa nie chce drożeć

Foto: GG Parkiet

Mimo pojawienia się nieco bardziej optymistycznych sygnałów notowania ropy naftowej nadal idą w dół. Na niewiele zdały się informacje o przejściowych kłopotach z wydobyciem w Libii, zmniejszeniem eksportu surowca przez Arabię Saudyjską w lipcu oraz o kolejnym znaczącym spadku zapasów w Stanach Zjednoczonych. W minioną środę notowania WTI znalazły się nieco poniżej 47 dolarów za baryłkę, co oznaczało spadek o prawie dwa dolary w ciągu trzech dni i zniżkę o prawie 7 proc. od początku sierpnia. Niewielkie odreagowanie miało miejsce dopiero w czwartek. W środę kontrakty terminowe na benzynę tąpnęły o prawie 7 proc., powiększając sierpniowy spadek do niemal 11 proc. Zapasy paliwa akurat nieznacznie się zwiększyły.

Początek minionego tygodnia przyniósł spadkową korektę na rynku złota. W ciągu dwóch dni kruszec potaniał z 1294 do 1280 dolarów za uncję, ale gołębie sygnały z protokołu po posiedzeniu Fedu podbiły jego cenę do punktu wyjścia. Oddalająca się perspektywa zaostrzania polityki pieniężnej w Stanach Zjednoczonych wraz ze wzrostem awersji do ryzyka każe spodziewać się kontynuacji minihossy na złocie. W najbliższych dniach możemy doczekać się trzeciej na przestrzeni ostatnich miesięcy próby zmierzenia się z poziomem 1300 dolarów za uncję.

Z pewną nerwowością podchodzą inwestorzy do próby zbliżenia się kontraktów na miedź do poziomu 300 centów za funt. Środowy skok notowań o 2,4 proc. został szybko skontrowany. Nie można więc wykluczyć korekty trwającego od początku maja rajdu, w wyniku którego miedź zyskała prawie 17 proc. i dotarła do poziomu najwyższego od maja 2015 r. Wspomniany rajd jest zaś jedynie etapem hossy, rozpoczętej w styczniu ubiegłego roku, której dorobek sięga już prawie 50 proc.

Na emerging markets nadal niepewnie

Złagodzenie napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Koreą Północną przyniosło jedynie niewielkie i nietrwałe odreagowanie na rynkach wschodzących. MSCI Emerging Markets do minionej środy odrobił straty spowodowane tąpnięciem indeksu z 10 sierpnia, zwyżkując o 2,4 proc., ale w czwartek znów ucierpiał z powodu odwrotu inwestorów od ryzykownych aktywów. Spadek o 1,3 proc. nie był tak spektakularny, ale wystarczył do tego, by ponownie wzmogły się obawy o dalszy rozwój sytuacji w tej grupie aktywów. Zupełnie zignorowano korzystny dla rynków wschodzących sygnał z Fedu, wskazujący na wahania przedstawicieli Rezerwy Federalnej w kwestii tempa zaostrzania polityki pieniężnej i stawiający pod znakiem zapytania grudniową podwyżkę stóp procentowych. Za to wystraszono się niewielkiego umocnienia się amerykańskiej waluty.

Patrząc na sytuację na poszczególnych parkietach, zwraca uwagę silniejsze niż gdzie indziej odreagowanie w Szanghaju, ale także w przypadku większości indeksów giełd azjatyckich, nie wyłączając Seulu. Drugie ciekawe zjawisko to niemal komplet zieleni wskaźników naszego regionu. Zwyżki notowano w Rydze, Budapeszcie, Wilnie, Pradze, Tallinie, Moskwie i Bukareszcie.

2400 punktów poza zasięgiem

Trwające od trzech tygodni próby wyjścia indeksu największych spółek z GPW powyżej 2400 punktów zakończyły się niepowodzeniem. Odważny szturm byków z 8 sierpnia okazał się jedynie chwilowym epizodem, podobnie jak miało to miejsce 9 maja. Wówczas WIG20 w ciągu miesiąca stracił 5,7 proc., ale po mozolnych zmaganiach zdołał utrzymać się w okolicach 2300 punktów aż do połowy lipca. Patrząc na pogarszającą się w ostatnich dniach sytuację w giełdowym otoczeniu, można się spodziewać powtórki majowego scenariusza. Odpowiedzi na pytanie, czy i tym razem skończy się na 100-punktowym spadku, czy w grze znajdzie się poziom 2200 punktów, trzeba będzie wypatrywać, obserwując zachowanie wspomnianego otoczenia, a przede wszystkim nastawienia globalnego kapitału do rynków wschodzących. Teoretycznie powinno im sprzyjać połączenie dynamicznego wzrostu gospodarczego większości emerging markets i wyhamowanie dążenia głównych banków do zaostrzania polityki pieniężnej. Czasem jednak na rynkach bywa tak, że nastroje biorą górę nad fundamentami.

Na razie, czyli do minionego czwartku, WIG20 oddalił się od wcześniejszego o kilka dni szczytu o niespełna 3 proc. W czwartek wyprzedawane były najbardziej intensywnie papiery spółek będących ulubieńcami zagranicy, ale inwestorzy nie pozostawali nieczuli na impulsy fundamentalne, czego przykładem była prawie 3,5-proc. zwyżka walorów Lotosu, po publikacji wyników finansowych, które okazały się jedynie nieznacznie lepsze, niż się spodziewano. Jeśli reakcja na dobre rezultaty KGHM, Tauronu i JSW także okaże się racjonalna, a kolejne raporty dadzą powody do zadowolenia, jest pewna szansa, że nawet przy generalnie podażowym nastawieniu, ewentualne spadki indeksu naszych blue chips nie będą zbyt dotkliwe.

Warto jednocześnie zauważyć, że nieco bardziej odporny na czwartkową przecenę okazał się wskaźnik szerokiego rynku, a mWIG40 nawet zdołał jej uniknąć. WIG utrzymał się w okolicy 62 tys. punktów, a od szczytu z początku sierpnia stracił jedynie 2 proc., kontynuując z powodzeniem ruch w bok, ze wskazaniem na możliwość powrotu do przedziału wahań między 60 a 62 tys. punktów, w ramach którego przebywał od początku maja do połowy lipca. Podobnie jest w przypadku indeksu średniaków, z tą różnicą, że znajduje się on w środkowej części swojej czteromiesięcznej konsolidacji. Daje to trochę miejsca do ewentualnej bezpiecznej kontynuacji spadkowej korekty. sWIG80 nadal niestrudzenie porusza się po równi pochyłej, a jedyną różnicą, widoczną w ostatnich dniach, jest wyraźny wzrost obrotów towarzyszący próbie powstrzymania ruchu w dół.

Wychodząc nieco poza nurt bieżących wydarzeń, nie sposób nie skomentować bardzo optymistycznej informacji, płynącej z okresowych badań aktywności poszczególnych grup inwestorów, przeprowadzanych przez GPW. Wynika z niej, że w pierwszym półroczu udział inwestorów indywidualnych w obrotach na warszawskim parkiecie zwiększył się z 13 do 18 proc., czyli do poziomu najwyższego od pierwszej połowy 2012 r. Można więc mówić o skokowym wzroście zainteresowania akcjami w tej, od kilku lat będącej w zdecydowanej defensywie, grupie inwestorów. Warto też zwrócić uwagę, że ten skok odbył się bez specjalnego (a konkretnie bez żadnego) nasilenia zapowiadanych jedynie kampanii edukacyjnych i promujących giełdę, bez widocznych zachęt ze strony rządu, mimo że istotną (podobno) częścią strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju jest budowa krajowego kapitału i mobilizowanie oszczędności Polaków. Polacy sami dostrzegli, że gdy pojawia się inflacja, na lokatach nie tylko się nie zarabia, ale realnie nawet się traci, więc może warto część oszczędności przeznaczyć na kupno akcji.

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy