W miniony czwartek, równo tydzień po pierwszym poważniejszym spadku indeksów, na nowojorskim parkiecie doszło do kolejnego tąpnięcia. Objęło ono wszystkie bez wyjątku wskaźniki, sygnalizując rosnącą niechęć do posiadania akcji. O ile w przypadku pierwszego załamania można było jednoznacznie zidentyfikować przyczynę strachu, o tyle obecnie trudno wskazać racjonalny powód niepokoju. W większości komentarzy podkreśla się rolę kolejnej kontrowersyjnej wypowiedzi Donalda Trumpa w kwestii wydarzeń w Charlottesville, budzącej powszechnie wyrażaną dezaprobatę i stawiającej pod znakiem zapytania jego zdolność do sprawowania urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych, a w szczególności do przeprowadzenia zapowiadanych reform. Jako dodatkowy czynnik wskazuje się tragiczne wydarzenia w Barcelonie. Jednak poprzednio zamachy terrorystyczne nie wywoływały silnych reakcji na giełdach, a do ekscentrycznych zachowań Trumpa zdołano się już nieco przyzwyczaić. Co prawda rezygnacja jego doradców ekonomicznych i w konsekwencji rozwiązanie zespołów, w których zasiadali, jest poważnym sygnałem zniecierpliwienia przedstawicieli biznesu i zdecydowanie nie przybliża perspektywy podjęcia i tak już mocno opóźnionych działań, mających zmienić system podatkowy i uruchamiających program inwestycji infrastrukturalnych, ale nie aż tak poważnym, by sądzić, że nie zostaną one zrealizowane. Skoro poważne zagrożenie konfliktem zbrojnym z Koreą Północną uznano jedynie za pretekst do spadku indeksów, to ostatnie wydarzenia tym bardziej zasługują na takie traktowanie.
Sygnały płynące ostatnio zarówno ze strony głównych banków centralnych, jak i gospodarki, powinny inwestorów nastrajać optymistycznie. Publikacja protokołu z poprzedniego posiedzenia Fedu i liczne wypowiedzi przedstawicieli tego gremium wskazują na malejące prawdopodobieństwo grudniowej podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych oraz ostrożność w Rezerwy Federalnej w rozpoczęciu redukowania sumy bilansowej. Powodem tej wstrzemięźliwości w obu kwestiach nie są zaś obawy o kondycję i perspektywy amerykańskiej gospodarki, a jedynie wątpliwości dotyczące trwałości zjawisk inflacyjnych. Złagodzenie stanowiska Fedu powinno pomagać rynkom akcji, a nie powodować niepokój. Tym bardziej że konsekwentnie gołębiej retoryki trzyma się także Europejski Bank Centralny i nic nie wskazuje na to, by był to jedynie zabieg taktyczny.
Ropa nie chce drożeć
Mimo pojawienia się nieco bardziej optymistycznych sygnałów notowania ropy naftowej nadal idą w dół. Na niewiele zdały się informacje o przejściowych kłopotach z wydobyciem w Libii, zmniejszeniem eksportu surowca przez Arabię Saudyjską w lipcu oraz o kolejnym znaczącym spadku zapasów w Stanach Zjednoczonych. W minioną środę notowania WTI znalazły się nieco poniżej 47 dolarów za baryłkę, co oznaczało spadek o prawie dwa dolary w ciągu trzech dni i zniżkę o prawie 7 proc. od początku sierpnia. Niewielkie odreagowanie miało miejsce dopiero w czwartek. W środę kontrakty terminowe na benzynę tąpnęły o prawie 7 proc., powiększając sierpniowy spadek do niemal 11 proc. Zapasy paliwa akurat nieznacznie się zwiększyły.