U schyłku lata nieszczęście spotkało 600 tysięcy turystów. Od wielu z nich zażądano natychmiastowych wpłat należności za pobyt w hotelu, niektórych z hoteli wyrzucono. Rząd stanął przed trudnym zadaniem szybkiego sprowadzenia do kraju 150 tysięcy Brytyjczyków. Była to największa operacja tego typu w czasie pokoju, jej skalę porównywano do dramatycznej ewakuacji wojsk z Dunkierki w 1940 r. Dochodziło do udarów i zawałów, w łeb wzięły marzenia o wakacjach i plany osobiste. Podróżni znaleźli się w kłopotach, kontrahenci ponieśli znaczące straty, dotknęły one też państwa. Wprawdzie część spadnie na ubezpieczycieli, lecz w końcu dotkną one społeczeństwa. Wstępnie szacuje się koszty upadku turystycznego imperium na 500 milionów GBP. Jak do tego doszło?
I.
Kierownictwo bankruta wykazało znaczną pomysłowość w wynajdywaniu usprawiedliwień. Zawinić miała pogoda, w dodatku ubiegłoroczna: lato 2018 roku było na Wyspach upalne, co miało skłonić wielu Brytyjczyków do spędzenia urlopu w kraju. Ponoć liczyli oni na dobrą pogodę także w tym roku, wobec czego ponownie spadło zainteresowanie zagranicznymi podróżami z Thomas Cook Group. Winna jest także Turcja, tradycyjnie ulubiony kierunek wyjazdów wakacyjnych, gdyż polityczna atmosfera w tym kraju miała zniechęcać Wyspiarzy do podróży. Winien jest złowrogi brexit, ponieważ niepewność co do jego terminu i następstw dezorganizuje społeczeństwu plany. Winne są banki, które (słusznie!) odmówiły ratunku tak zasłużonej i lubianej firmie. Winna jest zła koniunktura, skandale korporacyjne, mnożące się upadłości, spadek inwestycji i produkcji, kryzys zaufania w lepszą przyszłość. Jakże w obliczu tylu przeciwności rozwijać turystykę?
II.
Było inaczej. Winę za katastrofę spółki ponoszą jej dyrektorzy. Nie cechowała ich chciwość, ale niekompetencja. W ostatnich latach wykazali się oni porażającą krótkowzrocznością. Zlekceważyli rosnące zadłużenie skutkujące ogromnymi odsetkami. Spółce zabrakło trzeźwej, konserwatywnej rachunkowości. Firma o imponującym rodowodzie nie była przygotowana na realia XXI wieku. Mnożono wydatki „nadzwyczajne". Przed dziesięcioma laty Thomas Cook taśmowo skupował mniejsze i chwiejne firmy turystyczne. Były to brick-and-mortar stores: tradycyjne sklepy z wycieczkami sprzedające ofertę z wystaw przy ulicach handlowych, obywające się bez internetu. Takie nabytki obciążały spółkę, nie napędzały obrotu. Tylko na Wyspach zatrudniano 9 tysięcy pracowników, 30 września nie wypłacono im już wynagrodzeń.
Wynagrodzenia kadry nie były skorelowane z wynikami. Jeszcze w maju 2018 r. kapitalizacja spółki oscylowała wokół 2 miliardów funtów, pomimo mizernego (9 milionów) zysku w roku obrachunkowym zamkniętym we wrześniu 2017 r. Rok później sprawozdanie wykazało stratę 163 milionów funtów. Następne półrocze przyniosło katastrofalną stratę ok. 1,5 miliarda funtów. Ostatecznie w Czarnej Dziurze zniknęło 3,1 mld GBP.
Los spółki podzielił jej przewoźnik, Thomas Cook Airlines. Samoloty pozostały na obcych lotniskach, pilotów i załogi sprowadzano wraz z pasażerami.