Cena złota wyrażona w dolarze amerykańskim właśnie osiągnęła nowy rekord wszech czasów, kontynuując dynamiczny trend wzrostowy. Jednak akcje spółek wydobywających złoto choć podążają za tym ruchem, to wciąż pozostają w tyle. Inwestorzy skupieni do niedawna wyłącznie na rosnących kursach spółek technologicznych oraz pasywnych inwestycjach w największe firmy zdają się ignorować potencjał drzemiący w sektorze górniczym. Czy to oznacza, że wciąż jest dobry moment na inwestycje w „złotych górników”?
Techniczne wskaźniki sugerują, że akcje spółek wydobywczych powoli zaczynają odrabiać straty i wchodzą w fazę wzrostową. Dodatkowo, ich wyceny są relatywne atrakcyjne, co oznacza, że w porównaniu z historycznymi wskaźnikami pozostają tanie. Wyceny absolutne również są na rozsądnych poziomach, co czyni ten segment rynku jeszcze bardziej interesującym.
Co więcej, alokacje do ETF-ów opartych na spółkach wydobywczych złota znajdują się blisko rekordowo niskich poziomów. To sygnał, że pesymizm inwestorów względem tego sektora jest na tyle duży, że w myśl strategii kontrariańskiej może to być sygnał do zakupów.
Jeśli spółki górnicze mają wyjść z cienia, prawdopodobne stanie się to za sprawą jednego lub kilku z poniższych scenariuszy.
Pierwszy to wzrost cen złota napędzany płynnością – jeśli dalsze luzowanie polityki pieniężnej, wzrost podaży pieniądza czy nowe bodźce fiskalne utrzymają obecne wzrosty ceny złota, spółki wydobywcze mogą skorzystać na fali entuzjazmu rynkowego. Drugi scenariusz opiera się na zapowiadanej przez Donalda Trumpa walce o niższe ceny energii z węglowodorów – jeśli cena ropy spadnie, największy koszt związany z wydobyciem złota znacząco się zredukuje, powiększając marże zysku spółek je wydobywających.