Jedną z bardziej znanych sezonowości występujących na rynku kapitałowym jest podział roku na dwie połowy. Zimowe miesiące od listopada do kwietnia historycznie były pomyślniejsze dla inwestorów. Z kolei letnia połowa od maja do końca października z reguły była słabsza, czy w niektórych latach wręcz „kryzysowa”, bądź przynajmniej „korekcyjna”. Dzisiaj kończy się ten słabszy okres i można pokusić się o jego podsumowanie.

Z perspektywy inwestora amerykańskiego okres od maja do października był nadzwyczaj pomyślny. Trudno bowiem dwucyfrowe stopy zwrotu z głównych indeksów uznać za słabość. Na chwilę obecną ten rok prezentuje się wręcz znakomicie. Oczywiście po drodze były korekty, jak kwietniowa czy bardziej dynamiczna sierpniowa, ale rynek po nich dość szybko wracał do obranego już od dwóch lat kierunku wzrostowego. Ryzyka dla tej tendencji nie brakuje, ale jeżeli w hipotetycznie gorszym okresie rynek radzi sobie bardzo dobrze, to przy braku negatywnych zaskoczeń jego dobra passa powinna się utrzymać także w bardziej sprzyjających miesiącach, które właśnie rozpoczynamy.

Nieco inaczej prezentuje się ten obraz z perspektywy polskiego rynku. Na GPW opisywana sezonowość sprawdziła się niemalże bezbłędnie. W maju bowiem rynek wyznaczył maksima, po czym rozpoczął się okres słabości trwający praktycznie do końca października. Część osób liczyła, że debiut akcji Żabki rozrusza krajowy parkiet, ale tak się nie stało. Pokusić się wręcz można o tezę, że trudny czas dla IPO wciąż obowiązuje, a skuteczne uplasowanie akcji Żabki było pewnym odstępstwem od tej niekorzystnej reguły. Tak naprawdę ciężko jest wskazać głównego winowajcę słabości GPW. Dominuje pogląd o obawach geopolitycznych w związku ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w USA oraz dużą szansą na zwycięstwo Trumpa. Tym niemniej nasz rynek radził sobie słabo także w okresie, gdy w sondażach prowadziła Kamala Harris. Ponadto słabość jest dość szeroko zakrojona i dotyczy także przeciętnej mniejszej spółki, na którą wpływ inwestorów zagranicznych jest niewielki. Indeks cenowy całego rynku także bowiem lokalny szczyt wyznaczył w maju i od tego czasu dość konsekwentnie i szybciej niż w przypadku dużych spółek zmierza na południe.

Wydaje się jednak, że prawdziwy test dla rodzimego parkietu dopiero przed nami. Wchodzimy bowiem w silny sezonowo okres, a miesiące od listopada do końca stycznia są z perspektywy historycznej najlepsze. Kontynuacja słabości w tym czasie rodziłaby wyraźnie negatywne konsekwencje. Szczególnie, że wyjaśnić się powinno hipotetyczne ryzyko związane z amerykańskimi wyborami prezydenckimi. Na razie obserwowany ostatnio półroczny okres słabości można starać się wytłumaczyć sezonowością, która w przeciwieństwie do innych parkietów akurat na GPW obowiązywała.