Szybki rzut oka na sytuację na wykresach indeksów w Europie i USA sugeruje, że to nie musiała być wcale „jednorazowa akcja”, a druga połowa października może stać pod znakiem wzrostów na giełdach. Aczkolwiek dalej otwartym pozostanie pytanie, czy te wzrosty będą jedynie silniejszym korekcyjnym odbiciem, czy też będą kończyć spadki na giełdach?
Pierwsza połowa poniedziałkowej sesji na GPW upłynęła pod znakiem spadków. Warszawskim indeksom ciążyły prasowe doniesienia o wstrzymaniu wypłaty funduszy europejskich dla Polski. Poprawa nastrojów nastąpiła dopiero w drugiej połowie sesji, gdy indeksy w Europie systematycznie powiększały wzrosty, a po dobrze przyjętych wynikach amerykańskich banków było już pewne, że sesja na Wall Street rozpocznie się od mocnych wzrostów.
Niezależnie od czynników, które ostatnio determinowały zachowanie giełd i które będą wpływać na ich zachowanie w kolejnych tygodniach, rynek akcji wydaje się być gotowy na nieco większe wzrosty. Potwierdzają to ostatnie zmiany układu sił na wykresach niemieckiego DAX, amerykańskiego S&P 500, ale też w pewnym stopniu WIG20.
Przez najbliższe dwa tygodnie, aż decyzji Fed 2 listopada, głównym motorem zmian na Wall Street powinny być wyniki spółek. Nie sposób przewidzieć, jak sezon wyników zostanie odebrany przez inwestorów, ale gdyby to przefiltrować przez sytuację techniczną na wykresie S&P 500, to można dojść do wniosku, że stanie się on impulsem do wzrostów.
Tak trzeba interpretować silny zwrot S&P 500 z 13 października, a w efekcie powrót powyżej dołków z końca września i połowy czerwca. Przywodzi on na myśl podobne zachowanie z 24 lutego br. Wtedy owszem nie kończyło to spadków, ale miesiąc później indeks testował znacznie wyższe poziomy i dopiero na początku maja finalnie przełamał dołki z lutego. Gdyby teraz sytuacja się powtórzyła, to S&P 500 powinien przynajmniej odbić do 3900 pkt. To dobry plan na drugą połowę października.