Jedynie w Indiach w ciągu ostatniego półtora roku zanotowano symboliczną poprawę o 0,1 pkt. Co ciekawe, skala spadku wskaźnika dla Niemiec czy Włoch wydaje się wyjątkowo dynamiczna, choć nie towarzyszył jej żaden poważny kryzys. Wśród powodów obecnego spowolnienia wymienia się m.in. wyzwania stojące przed przemysłem samochodowym, zakłócenia w przemyśle lotniczym związane z problemami Boeinga, niższe inwestycje w ujęciu globalnym związane z niepewnością co do eskalacji konfliktu USA–Chiny oraz dalsze spowalnianie chińskiej gospodarki. Historycznie czynnikami, które decydowały o złych nastrojach i tym samym o gorszych wynikach gospodarczych, były albo droższe surowce, albo wyższe koszty finansowe. Obecne ceny ropy naftowej i gazu ziemnego są daleko poniżej swoich średnich, a stopy procentowe nie dość, że są wyjątkowo niskie, to jeszcze banki centralne zapowiadają kolejne gołębie aktywności. Niedawno pisałem, że wartość długu skarbowego o ujemnych rentownościach sięgnęła 12 bilionów dolarów, a ostatnie dane wskazują już na 17 bilionów.
Niskie ceny surowców oraz tanie finansowanie na ogół były doskonałymi katalizatorami przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Wskaźniki wyprzedzające OECD, w szczególności dla krajów rozwijających się, wskazują, że mijamy właśnie dołek cyklicznego spowolnienia, ale niestety są jeszcze kolejne okoliczności, które wskazują na odmienność obecnej sytuacji od poprzednich dołków koniunktury. Ostatnie kryzysy gospodarcze odbywały się w szczytowych okresach globalizacji, gdzie wszelkie działania mające na celu pobudzanie wzrostu lub uspokajanie sytuacji na rynkach finansowych były uzgadniane czy to na szczycie G20 po upadku Lehman Brothers, czy w Szanghaju, gdzie na przełomie 2015 i 2016 roku uzgodniono pakiet stymulacyjny w Chinach.
Obecnie dwie największe gospodarki toczą otwarty spór o prymat pod pozorem wojny handlowej. W Europie od trzech lat trwa wychodzenie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, a do tego sytuacja polityczna, na przykład we Włoszech, nie wróży spokoju w kolejnych latach. Permanentne niskie stopy spowodowały, że większą pokusą jest spekulowanie na aktywach finansowych niż realne inwestycje. W efekcie notujemy ekstremalnie wysokie wyceny obligacji, blisko rekordów są akcje w USA, mamy ogromną ilość transakcji typu buy back oraz rekordowe ceny nieruchomości w głównych miastach. Równocześnie pogłębiają się nierówności społeczne, a ewentualna kontynuacja spowolnienia gospodarczego tym razem nie zostanie zwalczona stymulacją chińskiej gospodarki czy globalną obniżką stóp. Coś jednak będzie musiało się wydarzyć i wszystko wskazuje na to, że decydenci polityczni postawią na wydatki fiskalne. ¶