Najlepszy fundusz polskich obligacji skarbowych zarobił w czasie 12 miesięcy zakończonych w październiku 9,5 proc., a najlepszy – polski – fundusz inwestujący w obligacje na rynkach wschodzących, ponad 18 proc. Stopy zwrotu wypracowane w środowisku niskich stóp procentowych mogą budzić tylko zazdrość wśród tych, którzy postawili na bezpośrednie lub pośrednie inwestycje w obligacje korporacyjne – nominalne oprocentowanie sięga tu bowiem 4–6 proc. w przypadku papierów, które można uznać za wystarczająco bezpieczne w warunkach sprzyjającej koniunktury gospodarczej.
Najlepsze fundusze wypracowały stopy zwrotu nie dzięki rewelacyjnemu oprocentowaniu obligacji, ale dzięki wzrostowi wyceny tych oprocentowanych – zdawałoby się – nisko. Aby możliwy był spadek rentowności dziesięcioletnich obligacji o stałym oprocentowaniu o 1 pkt proc., potrzebny jest wzrost notowań takich papierów o ok. 10 proc. (np. ze 100 do 110 proc.), a świadkami nawet silniejszych przesunięć rentowności (a więc i notowań obligacji) byliśmy w ostatnich miesiącach.
Droga przez Catalyst
Choć Catalyst jest postrzegany jako rynek papierów korporacyjnych, wśród których przeważają w dodatku obligacje o oprocentowaniu opartym o WIBOR, to indywidualny inwestor może tu także handlować obligacjami skarbowymi. Nie tymi oszczędnościowymi, które sprzedawane w bankowych okienkach adresowane są do indywidualnych nabywców (te nie są wprowadzane do obrotu), ale tymi, które Ministerstwo Finansów sprzedaje na aukcjach inwestorom instytucjonalnym. I w ten sposób można uczestniczyć w rajdzie papierów skarbowych, a dokładniej – obligacyjnej hossie, która od roku na nowo ogarnęła globalne rynki.
Wycena serii DS1029 wzrosła od maja br. z 98,4 proc. do 109,1 proc. na początku września, czyli o 10,9 proc. Nominał pojedynczej obligacji to 1 tys. zł, zatem ktoś, kto przewidywał, że inwestorzy rzucą się na papiery o stałym oprocentowaniu ustalonym na 2,75 proc., miał szansę nawet przebić wyniki najlepszych z najlepszych funduszy.
Problem w tym, że prawdziwy handel obligacjami skarbowymi odbywa się poza Catalyst, na rynku OTC. Płynność obligacji – także skarbowych – w handlu sesyjnym na GPW pozostaje niska i choć zlecenia animatora widoczne są po obydwu stronach rynku, spready między zleceniami kupna i sprzedaży bywają szerokie (zwykle 20–50 bps, ale w przypadku jednej serii 30-letnich papierów jest to jednak nawet ponad... 30 pkt proc.!), a przecież kosztem jest także prowizja maklerska (zwykle 0,19 bps). Nie ma więc miejsca na spekulacyjne transakcje, raczej na zarabianie na trendzie i to tylko w jednym kierunku – jeśli sytuacja na globalnych rynkach dłużnych miałaby się odwrócić, możliwość zajęcia krótkiej pozycji na obligacjach przez inwestora indywidualnego pozostaje hipotetyczna. W takiej sytuacji z zabezpieczeniem zajętych pozycji lepiej poradzą sobie fundusze inwestycyjne, które handlując kontraktami IRS, płynniejszymi nawet od obligacji, są w stanie ochronić – przynajmniej częściowo – aktywa swoich klientów.