Na giełdzie też można zarobić na obligacyjnej hossie lub bessie

Choć rynek obligacji korporacyjnych w Polsce pozostaje niemal niewrażliwy na wydarzenia na światowych rynkach dłużnych, istnieje wąska przestrzeń na przyłączenie się do światowych trendów.

Publikacja: 12.11.2019 05:03

Na giełdzie też można zarobić na obligacyjnej hossie lub bessie

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski KS Krzysztof Skłodowski

Najlepszy fundusz polskich obligacji skarbowych zarobił w czasie 12 miesięcy zakończonych w październiku 9,5 proc., a najlepszy – polski – fundusz inwestujący w obligacje na rynkach wschodzących, ponad 18 proc. Stopy zwrotu wypracowane w środowisku niskich stóp procentowych mogą budzić tylko zazdrość wśród tych, którzy postawili na bezpośrednie lub pośrednie inwestycje w obligacje korporacyjne – nominalne oprocentowanie sięga tu bowiem 4–6 proc. w przypadku papierów, które można uznać za wystarczająco bezpieczne w warunkach sprzyjającej koniunktury gospodarczej.

Najlepsze fundusze wypracowały stopy zwrotu nie dzięki rewelacyjnemu oprocentowaniu obligacji, ale dzięki wzrostowi wyceny tych oprocentowanych – zdawałoby się – nisko. Aby możliwy był spadek rentowności dziesięcioletnich obligacji o stałym oprocentowaniu o 1 pkt proc., potrzebny jest wzrost notowań takich papierów o ok. 10 proc. (np. ze 100 do 110 proc.), a świadkami nawet silniejszych przesunięć rentowności (a więc i notowań obligacji) byliśmy w ostatnich miesiącach.

Droga przez Catalyst

Choć Catalyst jest postrzegany jako rynek papierów korporacyjnych, wśród których przeważają w dodatku obligacje o oprocentowaniu opartym o WIBOR, to indywidualny inwestor może tu także handlować obligacjami skarbowymi. Nie tymi oszczędnościowymi, które sprzedawane w bankowych okienkach adresowane są do indywidualnych nabywców (te nie są wprowadzane do obrotu), ale tymi, które Ministerstwo Finansów sprzedaje na aukcjach inwestorom instytucjonalnym. I w ten sposób można uczestniczyć w rajdzie papierów skarbowych, a dokładniej – obligacyjnej hossie, która od roku na nowo ogarnęła globalne rynki.

Wycena serii DS1029 wzrosła od maja br. z 98,4 proc. do 109,1 proc. na początku września, czyli o 10,9 proc. Nominał pojedynczej obligacji to 1 tys. zł, zatem ktoś, kto przewidywał, że inwestorzy rzucą się na papiery o stałym oprocentowaniu ustalonym na 2,75 proc., miał szansę nawet przebić wyniki najlepszych z najlepszych funduszy.

Problem w tym, że prawdziwy handel obligacjami skarbowymi odbywa się poza Catalyst, na rynku OTC. Płynność obligacji – także skarbowych – w handlu sesyjnym na GPW pozostaje niska i choć zlecenia animatora widoczne są po obydwu stronach rynku, spready między zleceniami kupna i sprzedaży bywają szerokie (zwykle 20–50 bps, ale w przypadku jednej serii 30-letnich papierów jest to jednak nawet ponad... 30 pkt proc.!), a przecież kosztem jest także prowizja maklerska (zwykle 0,19 bps). Nie ma więc miejsca na spekulacyjne transakcje, raczej na zarabianie na trendzie i to tylko w jednym kierunku – jeśli sytuacja na globalnych rynkach dłużnych miałaby się odwrócić, możliwość zajęcia krótkiej pozycji na obligacjach przez inwestora indywidualnego pozostaje hipotetyczna. W takiej sytuacji z zabezpieczeniem zajętych pozycji lepiej poradzą sobie fundusze inwestycyjne, które handlując kontraktami IRS, płynniejszymi nawet od obligacji, są w stanie ochronić – przynajmniej częściowo – aktywa swoich klientów.

Droga przez GPW

Jednak indywidualny inwestor operujący na naszej giełdzie nie jest bez szans wobec – na razie potencjalnego – ryzyka odwrócenia trendu spadku rentowności obligacji na światowych rynkach. Certyfikaty inwestycyjne ingturbo umożliwiają zajęcie zarówno krótkiej, jak i długiej pozycji na rynku obligacji 30-letnich USA i 10-letnich (ale syntetycznych) obligacji Niemiec.

Rzecz w tym, że inwestycja w tego rodzaju certyfikaty to w rzeczywistości zakup opcji barierowej – wycena certyfikatu oraz dźwignia zmienia się w miarę jak notowania aktywa bazowego oddalają się lub zbliżają do bariery ustalonej w warunkach emisji certyfikatu. Na skali ryzyka inwestycji certyfikaty zajmują najwyższe miejsce. Jeśli ktoś 7 października postawił na dalszy spadek rentowności amerykańskich 30-latek (obecnie notowana jest tylko jedna seria certyfikatów), po miesiącu stracił połowę kapitału. W tym czasie rentowność papierów wzrosła z 2,02 proc. do 2,32 proc. Jednak w tym samym czasie certyfikaty short (w tym wypadku oznacza to grę na wzrost rentowności) pozwoliły podwoić kapitał. Nie jest to więc zajęcie dla każdego, a z pewnością nie dla kogoś, komu obligacje kojarzą się ze stabilną, nieco nudnawą inwestycją o rentierskim charakterze.

Mętne perspektywy

Liczenie na to, że fundusze obligacji skarbowych utrzymają stopy zwrotu z ostatnich 12 miesięcy, może okazać się błędem. Potrzebny byłby do tego dalszy spadek rentowności obligacji (wzrost ich wycen) o mniej więcej takiej samej skali, a przecież już obecnie są one bliskie rekordowo niskich wartości. Niemniej nie jest to scenariusz całkowicie wykluczony, nastroje inwestorów na światowych rynkach są chwiejne i ewentualne perturbacje na rynkach akcji mogą przynieść przepływ kapitału w stronę obligacji, ze skutkiem takim, jak obserwowany od kilkunastu miesięcy.

Kluczem są naturalnie dalsze kroki największych banków centralnych, a te zależą od dalszej koniunktury gospodarczej. Poprawa perspektyw pozwoliłaby zapewne na wzrost rentowności. W nieco szerszym obrazie – trend spadkowy rentowności obligacji w USA trwa bez mała od czterech dekad. Poziom 1,5 proc. osiągnięty przez dziesięciolatki w sierpniu br. to historyczny dołek osiągnięty także w roku 2012 i 2016. Obecnie trwa odbicie od historycznych minimów.

Obligacje
Poniedziałkowa realizacja szybkich zysków z papierów skarbowych
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Obligacje
Awersja do ryzyka umacnia obligacje. Półroczne zyski w kilka dni
Obligacje
Co zmienią obniżki stóp procentowych?
Obligacje
Krótkoterminowe papiery firm zyskały na atrakcyjności
Obligacje
Zagranica sięga po SPW
Obligacje
Obligacje. Na co mogą liczyć inwestorzy?