W czterech, z sześciu, największych aglomeracjach rząd wielkości wzrostu cen nowych mieszkań w skali roku to 20 proc. – wynika z szacunków Otodom Analytics na koniec października. Wobec czerwca – czyli ostatniego miesiąca przed wejściem w życie programu „Bezpieczny kredyt 2 proc.” – zwyżki na koniec III kwartału wyniosły 5–13 proc. Według szacunków Otodom Analytics w Krakowie w skali roku mieszkania podrożały o 23 proc., w Poznaniu – o 21 proc., w Warszawie i Gdańsku – o 20 proc., we Wrocławiu i Łodzi było niewiele lepiej, zwyżki sięgnęły odpowiednio 18 i 15 proc.
Ceny robią wrażenie na uczestnikach rynku, ustanawiając nowe szczyty. Według monitoringu Otodom Analytics w stolicy średnia lokali w ofercie sięga już prawie 16 tys. zł za mkw., w Krakowie – 14,5 tys. zł, w Gdańsku – 14 tys. zł.
Konsumenci mają poczucie cenowej galopady i drożyzny, choć sama wartość nominalna nie jest czynnikiem przesądzającym. Odnosząc ceny do przeciętnych zarobków, widać wyraźnie, że siła nabywcza konsumentów się kurczy, a tempo przyspieszyło po tym, jak „Bezpieczny kredyt 2 proc.” ruszył na dobre.
Coraz drożej
Jeśli zagregować dane z sześciu największych rynków, na koniec sierpnia średnie wynagrodzenie pozwalało na nabycie 0,64 mkw. nowego mieszkania wobec 0,71 mkw. średnio w I półroczu. To najmniej od dekady, ale bardzo daleko od poziomu z 2007 r., kiedy to po dwóch latach szalonej hossy siła nabywcza skurczyła się tak bardzo, że przeciętne wynagrodzenie umożliwiało zakup zaledwie 0,44 mkw. wobec 0,74 mkw. wcześniej. Warto zauważyć, że dojście do punktu wyjścia zajęło osiem lat, a dekadę po kryzysie mieliśmy szczyt siły nabywczej, kiedy pensja pokrywała zakup 0,76 mkw. lokalu. Po 2017 r. tendencja jest już lekko spadkowa.