Niska inflacja tylko przejściowo
Co ciekawe, może to być obniżka od razu dosyć wyraźna, mediana prognoz wskazuję na stopę referencyjną na poziomie 5,25 proc. na koniec III kwartału 2025 r. Zaś do końca 2025 r. może ona spaść do 5 proc. Przy czym rozbieżność w przewidywaniach analityków jest tu dosyć spora. Najoptymistyczniej nastawieni uważają, że do końca przyszłego roku główna stopa wynosić będzie 4,5 proc., zaś najwięksi pesymiści – że nadal będzie to 5,75 proc.
Dlaczego na zmiany w polityce pieniężnej trzeba czekać tak długo, skoro inflacja w maju br. wynosiła tylko 2,5 proc.? Po pierwsze, jak odpowiadają eksperci, tak niski wskaźnik wzrostu cen to zjawisko przejściowe, bo w kolejnych miesiącach należy spodziewać się jego wzrostu ze względu na tzw. koniec tarczy antyinflacyjnej (czyli obniżonych stawek VAT na niektóre towary) czy znaczące ograniczenie tarczy energetycznej (co skutkować będzie wzrostem cen energii od lipca tego roku).
Jakie oprocentowanie kredytów mieszkaniowych
– Poza tym mamy do czynienia z silną presją rynku pracy – i nie będzie ona ustępować, a biorąc pod uwagę demografię oraz przyspieszanie gospodarek tak naszej, jak i unijnych w roku 2025 – będzie ona jeszcze większa w kolejnych kwartałach – ocenia Marcin Mrowiec, ekspert ekonomiczny Grant Throntona. Do tego w perspektywie 2025 roku czeka nas znaczące przyspieszenie inwestycji publicznych, związanych z funduszami UE, a być może także inwestycji prywatnych.
Im dłużej stopy procentowe banku centralnego pozostają na podwyższonym poziomie, tym lepiej dla banków, bo mogą śrubować swoje wyniki odsetkowe i zyski. Gorzej jednak sprawa wygląda z punktu widzenia kredytobiorców, dla których odsuwanie w czasie potencjalnych cięć stóp oznacza brak szans na tańszy kredyt.
– Przeciętne oprocentowanie kredytów mieszkaniowych wynosi obecnie około 7,7 proc. Tylko z tego tytułu raty do spłaty są dosyć wysokie, a przy wysokich cenach mieszkań dostępność hipotek jest obecnie mocno ograniczona – komentuje Jarosław Sadowski, główny analityk Expander Advisors. – Sytuacja osób, które chciałyby kupić dom czy mieszkanie na kredyt, nie jest więc najlepsza. I niewiele się zmieni do czasu, aż oprocentowanie hipotek wróci do normy, to jest poziomu 3,5–5 proc. Przy czym wymagałoby to wyraźnych obniżek stóp procentowych, o 2 pkt proc. Dziś trudno powiedzieć, kiedy to może nastąpić – dodaje Sadowski.
Popyt na hipoteki spada
– Oddalenie się w czasie momentu cięcia stóp to dla kredytobiorców niewątpliwie zła informacja – przyznaje też Bartosz Turek, główny analityk HREIT. – Oprocentowanie kredytów pozostaje na dosyć wysokim poziomie, a to, co obecnie ratuje konsumentów, to dwucyfrowy wzrost wynagrodzeń, co wpływa na poprawę zdolności kredytowej – mówi Turek. Co jednak, gdy płace przestaną tak dynamicznie rosnąć?