Lipiec na światowych rynkach, a w szczególności na rynku amerykańskim, był całkiem niezły. Czy to pierwsze światełko w tunelu, czy trzeba to jednak nadal traktować jako korektę w trendzie spadkowym?
Chyba jednak to drugie. Abyśmy na trwałe powrócili do wzrostów, potrzeba sygnału, który wskazywałby, że z inflacją najgorsze jest już za nami i tym samym banki centralne powoli mogą łagodzić ton. Po części Rezerwa Federalna wysłała taki sygnał w ubiegłym tygodniu, ale trzeba jeszcze czekać na to, aż faktycznie dostaniemy twarde dane o tym, że szczyt inflacji mamy za sobą. To jest czynnik, który wciąż bardzo mocno zagraża rynkom, a przecież w trakcie zimy też może się dużo wydarzyć, szczególnie w Europie w kontekście dostaw surowców. To też jest bardzo duży czynnik ryzyka dla europejskiej gospodarki. Dodatkowo jeśli popatrzymy na początek drugiej połowy roku, to dane dotyczące koniunktury gospodarczej zaczynają wyraźnie wskazywać, że ten okres będzie większym wyzwaniem. W raportach poszczególnych spółek to pogorszenie będzie też widoczne w II połowie roku. Najgorsze jeszcze przed nami i za wcześnie jest, by mówić o tym, że już jest czas kupowania akcji. Wcześniej czy później oczywiście taki moment przyjdzie. Jeśli popatrzymy na wcześniejsze lata, to zobaczymy, że po pandemii indeksom udało się wyjść grubo nad kreskę, w czasie wojny handlowej też mieliśmy dwucyfrowe stopy zwrotów indeksów amerykańskich. Zakładając, że rynek akcji z około sześciomiesięcznym wyprzedzeniem oddaje to, co będzie się działo w realnej gospodarce, to druga połowa roku powinna przynieść już mocniejsze podkupowanie dołków.
Pojawił się wątek Rezerwy Federalnej, która ostatnio znów podniosła stopy procentowe. Będą kolejne podwyżki, by zwalczyć inflację? Fed nie widzi ryzyka recesji?
Na pewno widzi takie ryzyko, tylko nie ma zbyt wiele do powiedzenia, jeśli inflacja wynosi 9 proc., a cel inflacyjny 2 proc. Fed musi natomiast patrzeć głównie na inflację i na sytuację na rynku pracy. Podwyżki stóp procentowych będą więc kontynuowane, tym bardziej że dopiero teraz osiągnęliśmy poziom naturalnej stopy procentowej, czyli takiej, która ani nie pobudza gospodarki, ani też jej nadmiernie nie chłodzi. Aby więc okiełznać presję popytową w gospodarce, potrzebne są jeszcze wyższe stopy procentowe. Oczywiście wpływ na inflację ma również to, co się dzieje z cenami surowców. Tutaj jednak widmo recesji uniemożliwia mocniejszy wzrost cen ropy naftowej.