Bessa na giełdzie w latach 1997-1998 roku spowodowała poważne zamieszanie. Większość inwestorów straciła pieniądze. Podobne wyniki osiągnęły fundusze inwestycyjne. Towarzystwa zarządzające tymi funduszami tłumaczyły się, że taki jest rynek, że jak akcje zniżkują to nie można uchronić się przed stratami. Jedynym wyjątkiem okazały się fundusze TFI DWS zarządzane, że przez Roberta Nejmana. Okazało się, że jednak można sprzedać część akcji na początku bessy po to by uniknąć strat. Inwestorzy przekonali się, że wyniki inwestycyjne zależą od metod stosowanych przez zarządzających. Robert Nejman jako jeden z nielicznych otwarcie i odważnie przyznaje, że stara się dopasować do rynku i ograniczać straty. Określa się jako zwolennik analizy technicznej i timingu. 21 lipca 1999 roku z Robertem Nejmanem m.in. o jego filozofii inwestowania, metodach analizy rynku, karierze doradcy i ryzyku inwestowania na rynku akcji rozmawiał Piotr Wąsowski.
Robert Nejman - doradca inwestycyjny zarządzający funduszami TFI DWS
W jaki sposób rozpoczął Pan swoją karierę na rynku? Pod koniec lat 80-tych, gdy w Polsce rozpoczynały się przemiany wolnorynkowe już wiedziałem, że interesuje mnie działalność gospodarcza. Podejmowałem różne działania w tym kierunku. Przy okazji okazało się że nie najlepiej się czuje w bezpośrednich negocjacjach z innymi ludźmi. Po prostu nie lubię się i nie potrafię się targować. Na polskim rynku akcji tego na szczęście nie ma. Patrzę w monitor i albo akceptuję oferowaną cenę albo nie. Podoba mi się elektroniczny system handlu. Nie bardzo sobie wyobrażam siebie na tzw. rynku open-out-cry, gdzie każdą transakcję trzeba negocjować. To jest po prostu kwestia osobowości.
Czy traktuje Pan inwestowanie jak grę, rywalizację? Tak, trochę tak. Myślę, że aby zachować pewien niezbędny dystans do rzeczywistości rynkowej trzeba pieniądze traktować jako formę punktów, którymi rynek ocenia nasze działania.
Co było później? Zainwestowałem niewielkie pieniądze w pierwsze spółki sprzedawane na rynku publicznym - w tzw. pierwszą piątkę. Później zacząłem się coraz bardziej interesować rynkiem. Sprowadzałem z zagranicy różne książki, których wtedy w Polsce nie było. Czytałem jakieś kserokopie zagranicznych wydawnictw. W międzyczasie trochę pieniędzy zarobiłem w czasie hossy 1993 roku i zapisałem się na kurs na doradcę inwestycyjnego, który okazał się znakomitą inwestycją.