Chuck LeBeau: Tworzenie systemów

Aktualizacja: 06.02.2017 03:08 Publikacja: 14.11.1999 23:01

Chuck LeBeau jest jednym z najlepszych twórców systemów inwestycyjnych w USA. W Polsce jest znany jako współautor książki "Komputerowa analiza rynków terminowych", która ukazała się w 1998 roku nakładem wydawnictwa WIG Press.

- Jak rozpoczęła się Pańska kariera na rynku? - Jeszcze w collegu zainteresowałem się handlem na rynkach towarowych. Jednym z moich profesorów był Charles Harlow Jr., współautor książek o inwestowaniu na rynkach towarowych. Jednocześnie był on bardzo aktywnym traderem na rynkach zbóż i pochodził z rodziny tradycyjnie zajmującej się handlem na rynkach towarowych. Dr Harlow stał się moim pierwszym mentorem i spowodował, że jeszcze jako student prawa zdecydowałem się zostać traderem i zmieniłem swoje plany zawodowe. Po ukończeniu studiów przez kilka lat służyłem w armii i brałem udział w konflikcie w Wietnamie. Po zakończeniu służby natychmiast rozpocząłem pracę dla firmy E.F. Hutton, gdzie ukończyłem kurs dla maklerów na rynku akcji. Później, po przeprowadzce z Nowego Jorku do Chicago, odbyłem kurs na maklera rynków towarowych. Dzięki moim studiom na uniwersytecie i doświadczeniu w dziedzinie analizy technicznej, zdobytym w czasie współpracy z dr. Harlowem, udało mi się osiągnąć spore sukcesy jako maklerowi i traderowi. Po pewnym czasie awansowałem na menedżerskie stanowisko, gdzie odpowiadałem za trening i nadzór nad maklerami na terminowych rynkach towarowych. E.F. Hutton była wtedy jedną z największych i najbardziej innowacyjnych firm w tym biznesie. Mieliśmy setki maklerów na rynkach futures. W tym czasie największe firmy z Wall Street jeszcze nie interesowały się tym segmentem. Po krachu na rynku akcji w 1987 roku E.F. Hutton połączyła się z jedną z tych firm, które tak naprawdę nie były zainteresowane rynkiem futures. Wtedy zdecydowałem się odejść z tzw. maklerskiej strony rynku futures i zostałem doradcą inwestycyjnym na rynkach towarowych (tzw. CTA - Commodity Trading Advisor). Właśnie wtedy zacząłem wspólnie z Davidem Lucasem prowadzić badania nad komputerową analizą rynków terminowych, które doprowadziły do powstania książki "Computer Analysis of the Futures Markets" (Komputerowa analiza rynków terminowych, WIG Press, 1998). Na początku nie zamierzaliśmy pisać książki, po prostu analizowaliśmy rynki w ramach naszego nowego przedsięwzięcia związanego z doradztwem inwestycyjnym. W jakiś sposób wyniki naszych badań rozeszły się i zgłosił się do nas wydawca proponując stworzenie z tego książki. Uznaliśmy, że to będzie dobrze służyć naszemu doradczemu biznesowi i zgodziliśmy się upublicznić wyniki naszych badań i analiz. Odtąd bardzo polubiłem pisanie i wygłaszanie wykładów. Od tego czasu dzielę się z innymi większością rezultatów moich badań nad rynkiem

.- Jakie metody analizy rynku stosował Pan na początku swojej kariery, a jakie teraz? Jak to się zmieniało w czasie? - Na początku, gdy zacząłem handlować towarami we wczesnych latach sześćdziesiątych, mało kto interesował się rynkami, na których inwestowałem, a także samą analizą techniczną. Jednak moja wiedza na ten temat pozwoliła mnie i moim klientom zarobić sporo pieniędzy, szczególnie w czasie hossy w latach 70. Inwestorzy i analitycy kierujący się analizą fundamentalną cały czas powtarzali wtedy, że ceny są za wysokie. Jednak moja analiza techniczna tych rynków pokazywała istnienie silnych trendów wzrostowych. Wykorzystaliśmy to zajmując długie pozycje i ignorując opinie fundamentalistów. Zarobiliśmy spore pieniądze. Później analitycy fundamentalni przyznali, że inflacja zafałszowała statystyki popytu i podaży i przyznali się do błędu. W latach 60. i 70. stosowałem klasyczną analizę techniczną wykresu ceny oraz wykresu kółko i krzyżyk. Używałem też średnich ruchomych kursu. Jednak już wtedy wiedziałem, że to metody zamykania pozycji i zarządzania kapitałem miały największy wpływ na mój sukces inwestycyjny. Nawet teraz, kiedy stosuję bardziej wyszukane strategie inwestycyjne i komputerowo tworzone wskaźniki, nadal największąję do sposobów zamykania pozycji oraz do odpowiedniego zarządzania kapitałem. To nie metody wchodzenia na rynek decydują o sukcesie inwestycyjnym, lecz zamykanie pozycji i zarządzanie kapitałem dzielą traderów na tych, którzy zarabiają pieniądze i na tych, którzy je tracą.

- Co charakteryzuje dobrego inwestora? Powinien mieć świetną intuicję czy też raczej być dobrym analitykiem? Nigdy nie uważałem siebie za analityka. Dobry trader nie musi być dobrym analitykiem, a dobry analityk może okazać się słabym graczem. Jeżeli potrzebuję fundamentalnych informacji, to polegam na raportach analityków. Wielu czytelników "Profesjonalnego Inwestora" pewnie zdziwi się, jak powiem, że teraz bardzo rzadko spoglądam nawet na wykresy cen. Jeżeli potrzebna jest mi analiza techniczna jakiegoś rynku, to mam do tego odpowiednie oprogramowanie komputerowe. To pozwala mi nie tracić zbyt wiele czasu na analizę rynku i skupić się na badaniach naukowych oraz uczeniu innych. Gdy inwestuję na rynku, staram się skoncentrować na tych czynnościach, które nie są zau-tomatyzowane. Na przykład zastanawiam się, jak duża ma być pozycja albo czy warto rolować daną pozycję w wygasających kontraktach na nową. Myślę, że także te elementy można zautomatyzować, ale nie wydaje mi się to dobrym pomysłem. Jednak zarządzanie pieniędzmi to chyba zbyt istotna sprawa, by w całości powierzyć ją komputerom. Nadal sam podejmuję decyzje o wielkości pieniędzy zaangażowanych w daną pozycję. Nie wierzę popularnym matematycznym wzorom, które służą do obliczania wielkości pozycji. Moim zdaniem, te wzory są oparte na zbyt wielu nierealnych założeniach co do przyszłych wyników inwestycyjnych.

- W jaki sposób kontroluje Pan swoje emocje? Jaki mogą mieć one wpływ na wyniki inwestycyjne? - Emocje nie powinny wpływać na decyzje inwestycyjne. Niekontrolowane lub negatywne emocje w czasie gry na giełdzie mogą oznaczać, że inwestor sądzi, iż dokonując transakcji robi coś złego. Zwykle jest to związane albo z brakiem kontroli nad stratami, albo z inwestowaniem zbyt dużych pieniędzy w jedną pozycję. Zanim wejdę na rynek, zawsze wiem, gdzie mam zamiar zamknąć pozycję, gdy się pomylę. W takiej sytuacji straty praktycznie mnie nie obchodzą. Wiem, ile w najgorszym przypadku mogę stracić. Znacznie bardziej emocjonalnie podchodzę jednak do zysków, ponieważ są bardziej nieprzewidywalne. No i zyski są znacznie przyjemniejsze od strat. Być może właśnie dlatego inwestowanie sprawia mi tyle przyjemności. Jestem inwestorem od 35 lat i naprawdę trudno jest mi sobie wyobrazić coś fajniejszego i bardziej emocjonującego niż trading. Nawet jeżeli nie wygrywam, co, oczywiście, zdarza się bardzo często, potrafię się z tego cieszyć. Jeżeli ktoś nie lubi inwestować, nie powinien tego robić. Są znacznie łatwiejsze sposoby zarabiania pieniędzy.

Tekst jest fragmentem artykułu, który w całości znajduje się w numerze październik '99 miesięcznika Profesjonalny Inwestor.

Piotr Wąsowski

Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Inwestycje
ESRS G1 Postępowanie w biznesie
Inwestycje
Złoto już powyżej 3300 dolarów za uncję
Inwestycje
Złoto może być nawet dwa razy droższe
Inwestycje
Krajowy popyt na obligacje nie odpuszcza
Inwestycje
Trump przegrywa we własną grę. Na rynkach ogromny chaos