- Od kiedy zajmuje się Pan inwestowaniem? Co spowodowało, że zainteresował się Pan giełdą? - Giełdą zainteresowałem się stosunkowo późno, bo pod koniec 1993 r. Jak się okazało, zaledwie kilka miesięcy później nie był to najlepszy moment do rozpoczynania przygody z akcjami. Dobrze, że zainwestowane kwoty były symboliczne. Znaczne straty w ujęciu procentowym, jakie poniosłem na początku, spowodowały, że zmusiłem się do dokładniejszego poznania reguł rządzących rynkiem kapitałowym.
- Jak przebiegała Pańska kariera i czym teraz się Pan zajmuje? - Najpierw były kursy i egzaminy na maklera i doradcę, później praca w Wydziale Doradztwa i Analiz COK BH, a od czerwca 1996 r. - w Grupie ING. Obecnie jestem członkiem Zarządu w ING BSK Towarzystwie Funduszy Inwestycyjnych SA, gdzie zarządzam Funduszem Akcji i Funduszem Zrównoważonym.
- Czym Pan kieruje się przy podejmo-waniu decyzji inwestycyjnych? - Moje pierwsze decyzje inwestycyjne opierały się bardziej na intuicji niż jakiejkolwiek analizie. Życie szybko zweryfikowało tę metodę. Zawodowo jestem gorącym zwolennikiem analizy fundamentalnej. Może dlatego, że od początku swej pracy wolałem jeździć do spółek, niż siedzieć przed komputerem. Na co dzień używam również analizy technicznej, ale traktuję ją jako instrument mówiący bardziej kiedy, niż co kupić lub sprzedać.
- Co Pan sądzi o wpływie emocji na wyniki inwestycyjne? - Uważam, że prawdziwe jest stwierdzenie: gdzie są emocje, tam nie ma wyników. Jest to niezmiernie trudne, aby w pełni panować nad swymi emocjami. Szczególnie wtedy, gdy na rynku dzieje się coś niezwykłego. Myślę, że umiejętność chłodnej oceny sytuacji przychodzi wraz z doświadczeniem.
- Ale jak konkretnie kontroluje Pan swoje emocje w czasie inwestowania? - W gorących momentach staram się skoncentrować na czymś innym niż giełda i spoj-rzeć na to, co się na niej dzieje z nieco innej perspektywy.