Sebastian Buczek: Fundamenty, cierpliwość i konsekwencja

Aktualizacja: 06.02.2017 02:31 Publikacja: 14.03.2000 23:01

- Od kiedy zajmuje się Pan inwestowaniem? Co spowodowało, że zainteresował się Pan giełdą? - Giełdą zainteresowałem się stosunkowo późno, bo pod koniec 1993 r. Jak się okazało, zaledwie kilka miesięcy później nie był to najlepszy moment do rozpoczynania przygody z akcjami. Dobrze, że zainwestowane kwoty były symboliczne. Znaczne straty w ujęciu procentowym, jakie poniosłem na początku, spowodowały, że zmusiłem się do dokładniejszego poznania reguł rządzących rynkiem kapitałowym.

- Jak przebiegała Pańska kariera i czym teraz się Pan zajmuje? - Najpierw były kursy i egzaminy na maklera i doradcę, później praca w Wydziale Doradztwa i Analiz COK BH, a od czerwca 1996 r. - w Grupie ING. Obecnie jestem członkiem Zarządu w ING BSK Towarzystwie Funduszy Inwestycyjnych SA, gdzie zarządzam Funduszem Akcji i Funduszem Zrównoważonym.

- Czym Pan kieruje się przy podejmo-waniu decyzji inwestycyjnych? - Moje pierwsze decyzje inwestycyjne opierały się bardziej na intuicji niż jakiejkolwiek analizie. Życie szybko zweryfikowało tę metodę. Zawodowo jestem gorącym zwolennikiem analizy fundamentalnej. Może dlatego, że od początku swej pracy wolałem jeździć do spółek, niż siedzieć przed komputerem. Na co dzień używam również analizy technicznej, ale traktuję ją jako instrument mówiący bardziej kiedy, niż co kupić lub sprzedać.

- Co Pan sądzi o wpływie emocji na wyniki inwestycyjne? - Uważam, że prawdziwe jest stwierdzenie: gdzie są emocje, tam nie ma wyników. Jest to niezmiernie trudne, aby w pełni panować nad swymi emocjami. Szczególnie wtedy, gdy na rynku dzieje się coś niezwykłego. Myślę, że umiejętność chłodnej oceny sytuacji przychodzi wraz z doświadczeniem.

- Ale jak konkretnie kontroluje Pan swoje emocje w czasie inwestowania? - W gorących momentach staram się skoncentrować na czymś innym niż giełda i spoj-rzeć na to, co się na niej dzieje z nieco innej perspektywy.

- Czy ma Pan temperament analityka czy tradera? - Jak już mówiłem, zaczynałem jako analityk. Dopiero później zacząłem zarządzać portfelami i funduszami. Traderem nie jestem. Moją filozofią jest inwestowanie, nie spekulowanie.

- No dobrze, ale co zrobi Pan z akcjami swoich klientów, gdy ceny na rynku zaczną spadać? - Gdy ceny zaczynają spadać, jest już bardzo trudno cokolwiek sprzedać, w szczególności gdy wielkość portfela jest duża w sto-sunku do wolumenu obrotów. Zwykle staram się redukować pozycje jeszcze w trakcie wzrostów. Później często okazuje się, że były to decyzje przedwczesne. Timing stosuję w ograniczonym zakresie, bo uważam, że skutecznie można to robić jedynie przy małych aktywach. Proszę również zwrócić uwagę, że np. Fundusz Akcji ING nie jest produktem agresywnym. To fundusz, w którym akcje stanowią zwykle osiemdziesiąt kilka procent portfela. I wreszcie, to dobór spółek ma decydować o osiąganych wynikach, a nie ich udział.

- Czy stosuje Pan analizę techniczną? - Analizę techniczną stosuję, ale w ograniczonym zakresie. Głównym powodem jest czas, a właściwie jego brak. Znacznie większą wagę przywiązuję do fundamentów.

- W jaki sposób zmniejsza Pan ryzyko inwestowania? - Jednym z moich najbardziej ulubionych sposobów na zmniejszenie ryzyka jest rebalancing. Polega on na utrzymywaniu stosunkowo stabilnego udziału poszczególnych papierów w portfelu. Tak więc, w sytuacji kiedy cena jednego waloru rośnie szybciej od pozostałych kursów, w pewnym momencie następuje realizacja zysków poprzez sprzedaż części tych akcji do wysokości pierwotnego udziału. Dzieje się tak do momentu, kiedy cena osiągnie poziom, przy którym dalsze posiadanie tego waloru jest zbyt ryzykowne. Analogicznie traktuję spadek kursu i akumulację akcji do ich pierwotnego udziału.

- A jeżeli się Pan pomyli? Załóżmy hipotetycznie, że będzie bessa i w myśl tej techniki będzie Pan dokupywał akcje. Wtedy albo skończą się Panu pieniądze, albo klienci stracą cierpliwość i je wycofają. - Przedstawiony sposób inwestowania dotyczy sytuacji, kiedyadku hossy lub bessy podejście to należy odpowiednio zmodyfikować, tak aby nie pozostać z gotówką w trakcie wzrostów lub z nadmiernie wypełnionym portfelem akcji w czasie spadków.

- Czy jest Pan graczem krótkoterminowym, średnioterminowym czy długoterminowym? - Zarządzanie funduszami wymaga podejścia co najmniej średnioterminowego. Trudno jednoznacznie określić horyzont inwestycyjny. Zwykle jest to od kilku do kilkunastu miesięcy. Bardziej istotna jest skala wzrostu kursu. Po osiągnięciu zakładanego poziomu przez kurs zastanawiam się co dalej bez względu na to, czy stało się to w ciągu kilku tygodni czy kilkunastu miesięcy.

Tekst jest fragmentem artykułu, który w całości znajduje się w numerze luty '00 miesięcznika Profesjonalny Inwestor.

Piotr Wąsowski

Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Inwestycje
ESRS G1 Postępowanie w biznesie
Inwestycje
Złoto już powyżej 3300 dolarów za uncję
Inwestycje
Złoto może być nawet dwa razy droższe
Inwestycje
Krajowy popyt na obligacje nie odpuszcza
Inwestycje
Trump przegrywa we własną grę. Na rynkach ogromny chaos