Trend i kontrola ryzyka

Aktualizacja: 06.02.2017 02:31 Publikacja: 14.03.2000 23:01

"Akcje nigdy nie są zbyt drogie, aby zacząć je kupować, ani zbyt tanie, by się ich pozbyć".Jesse Livermore

Najważniejsze elementy systemu inwestycyjnego to zarządzanie pieniędzmi oraz taktyka otwierania i zamykania pozycji. Jest to kwestia bardzo istotna, jeśli chodzi o końcowy rezultat naszych poczynań na rynku - dysponując relatywnie słabszą metodologią określania trendu, punktów zwrotnych i zasięgu danego ruchu jesteśmy w stanie - odpowiednio zarządzając naszym kapitałem - odnosić lepsze rezultaty niż gracze niedbale zarządzający swoimi pozycjami. Ideałem jest oczywiście dokładne określenie zasięgu i czasu trwania danego trendu oraz jego maksymalne wykorzystanie - ale będąc tylko ludźmi oraz nie mając szklanej kuli, musimy zadowolić się bardziej przyziemnymi metodami, które biorą pod uwagę ryzyko tego, że nasza ocena sytuacji rynkowej może być zła.

Założenia systemu Sądzę, iż aby miało sens opisywanie taktyki otwierania i zamykania pozycji, należy zacząć od określenia tego, w jaki sposób postrzegamy rynek, jakie są nasze preferencje co do charakterystyki aktywów, w które chcielibyśmy zainwestować swoje pieniądze. Najkrótsza odpowiedź, jakiej należałoby udzielić na tak postawione pytanie brzmi: należy kupować akcje rosnące, innymi słowy te, które znajdują się w trendzie wzrostowym. Tylko pozornie jest to truizm - wystarczy wejść do dowolnego biura maklerskiego, aby przekonać się, jak wiele osób stara się tam kupić "dobre akcje", albo "tanie akcje" - i jak wielką obawę odczuwają przed kupowaniem akcji rosnących ("nie będę kupował szczytu - zaraz przecież spadnie!"). Tymczasem zazwyczaj istnieją dobre powody ku temu, że dana akcja rośnie bądź spada - choć niekoniecznie są one już publicznie znane, a doświadczenie dowodzi, że akcje ustanawiające nowe rekordy są o niebo lepszą inwestycją niż te "dołujące".Trend jest więc dla spekulanta i gracza giełdowego podstawową rzeczywistością - można się denerwować bądź zdumiewać, że nie potrafimy go racjonalnie uzasadnić, ale to właśnie dzięki niemu będziemy zarabiać bądź tracić pieniądze. Zazwyczaj wychodzi się z założenia, że poprawa warunków zewnętrznych, restrukturyzacja firmy, wzrost mocy wytwórczych - czy cała masa innych czynników stricte fundamentalnych - powinny pozytywnie odbić się na notowaniach spółki. Zasadniczo jest to prawdą, ale każdy pewnie potrafi z pamięci przywołać przykłady firm, gdzie dane fundamentalne wskazywały na wzrost, a akcje spadały, czasami przyprawiając ich posiadaczy o palpitacje serca (wystarczy wspomnieć przykłady Agrosu czy Mieszka - spółek, które nieomal w przededniu utraty 80% wartości otrzymywały pozytywne rekomendacje poważnych analityków). Z drugiej strony bardzo często zdarza się tak, iż spółka zaczyna "irracjonalnie" rosnąć - zazwyczaj jednak po jakimś czasie okazuje się, że powód był istotny, choć w danym czasie znany zaledwie garstce inwestorów. Tak więc powtórzmy raz jeszcze - interesują nas spółki rosnące, inaczej mówiąc znajdujące się w trendzie wzrostowym, a nie np. "tanie" - gdyż te mogą być jeszcze tańsze. Jest to podejście, które znajdziemy prawie u wszystkich klasyków rynku giełdowego - wystarczy wspomnieć W. D. Ganna, Jesse Livermore'a - czy współczesnych nam autorów - Johna Murphy'ego, Victora Sperandeo czy Aleksandra Eldera. Paradoksalnie, nawet zatwardziali fundamentaliści na Wall Street musieli uznać wyższość trendu nad wszystkimi innymi kategoriami i pojęciami inwestycyjnymi - gdyby konsekwentnie stosowali metody i poziomy wyceny, które sprawdzały się do końca lat osiemdziesiątych, to już kilka lat temu musieliby ogłosić skrajne przewartościowanie i koniec hossy - co też uczynili, ale zaraz potem, aby nie wylądować na śmietniku giełdowej historii, zaczęli dostosowywać swe narzędzia do trendu wzrostowego...

Z takiego podejścia czyli umieszczenia trendu rynkowego w centrum uwagi wypływa kilka wniosków fundamentalnych dla spekulanta i inwestora. Pierwsze, co przychodzi na myśl, to stare jak świat powiedze jest twoim przyjacielem", "nigdy nie walcz z trendem". Ich ważność wynika z tego, iż trendy mają tendencję do utrzymywania się przez dłuższy okres - i należy to wykorzystać - a z drugiej strony, upieranie się przy pozycji przynoszącej stratę zazwyczaj tę stratę powiększa. Stąd kolejna nienaruszalna zasada: "nigdy nie należy uśredniać straty - jest to jeden z najgorszych błędów, jakie popełnić może gracz giełdowy1" - stwierdza W.D. Gann. Wtóruje mu Jesse Livermore, legendarna postać amerykańskiego rynku akcji początku XX wieku: "Ze wszystkich błędów, które może popełnić gracz, uśrednianie straty jest jednym z najgorszych. Zawsze należy pozbyć się tego, co przynosi straty, i utrzymywać pozycje, które są zyskowne2"

Opis systemu Właśnie te dwie wyżej wymienione zasady leżą u podstaw strategii, którą chciałbym tutaj opisać. Dodatkowe zalecenia płyną z zasady akceptacji małych strat i dużych zysków:

1. Nigdy nie ryzykujemy całości, ani nawet większości kapitału w jednej transakcji. Klasycy zalecają jego podział na 10 równych części - w ten sposób, jeśli założymy dopuszczalną stratę na każdym "kawałku" kapitału w wysokości 10% nigdy nie ryzykujemy więcej niż 1% kapitału, co daje nam niezbędny komfort psychiczny dla zawierania transakcji - a kupowanie, kiedy kurs opiera się o linię trendu bądź dokupowanie akcji ustanawiających nowe rekordy cenowe wymaga przeciwstawienia się dominującej wokół opinii - i taki komfort psychiczny jest bardzo potrzebny.

2. Każdą zawieraną transakcję zabezpieczamy zleceniem stop-strata (stop-loss). Obecnie wymaga to dużej samodyscypliny (miejmy nadzieję, że już wkrótce możliwe będzie na poziomie systemu giełdowego składanie takich zleceń - to znakomicie ułatwi zarządzanie pieniędzmi, gdyż od razu będzie można złożyć zlecenie kupna i zlecenie stop-strata), ale stanowi rodzaj polisy ubezpieczeniowej, że nigdy nie stracimy więcej, niż założyliśmy na początku. Jak podkreślają wszyscy, którzy odnieśli sukces na giełdzie, strata jest częścią gry - i należy to zaakceptować. Akceptowanie małych strat jest najlepszą taktyką także z psychologicznego punktu widzenia - jeżeli tracimy 1% kapitału, to łatwo możemy to "przełknąć" - wiedząc, że odrobimy z nawiązką na innej transakcji - gdybyśmy zaś utrzymywali taką pozycję, albo co gorsza - jeszcze do niej dokładali (tzw. uśrednianie ceny zakupu) - to w 9 przypadkach na 10 kończy się to katastrofą. Kiedy zaś na danej pozycji mamy już zysk, podnosimy zlecenie stop-strata tak, aby nigdy transakcja przynosząca zysk nie zamieniała się na pozycję przynoszącą straty.

3. Cały czas podnosząc zlecenie stop-strata pozwalamy narastać zyskom. Nie ustalamy arbitralnie poziomu zamknięcia pozycji - a jeśli jesteśmy bardzo mocno przekonani, że znajdujemy się bardzo blisko szczytu, to "zacieśniamy" poziom stop-loss w ten sposób, że mniejszy niż zazwyczaj spadek spowoduje zamknięcie pozycji. Takie podejście pozwala nam uczestniczyć w "irracjonalnych" wzrostach (zazwyczaj końcowe fazy hiperbol wzrostowych) i wyzyskać je do maksimum - myślę, że każdy z doświadczonych graczy doświadczył jakże frustrującej sytuacji: dobrze wytypował obiekt zakupu, a następnie zarobił 40% - zamiast 140%...

4. Doświadczenie dowodzi, że najlepiej jest kupować akcje znajdujące się w silnych trendach, gdyż te mają tendencję do długoterminowego utrzymywania się. Płynie z tego kolejna zasada - po tym, jak zainicjowaliśmy pozycję 10% procentami kapitału, przyniosła ona pewien zysk, to właśnie do tej pozycji dokładamy kolejną porcję naszego kapitału. Jeśli pozycja przynosi niewielki zysk, albo niewielką stratę (ale taką, która nie dotyka jeszcze poziomu zlecenia stop-strata) - to nie ma sensu dokładać tam pieniędzy. Rynek jest najlepszym arbitrem tego, w którym miejscu pieniądze najlepiej zapracują na siebie - co wykaże podany niżej przykład.

Tak w skrócie można opisać proponowany przeze mnie system - jest on raczej ogólnym zbiorem zaleceń i łatwo może zostać dopasowany do stostod analizy rynku. Stosuję analizę fundamentalną (nie tylko badając jej przeszły i aktualny standing finansowy i pozycję na rynku - ale bardziej potencjał na przyszłość) dla wytypowania spółek wartych zainteresowania, a następnie za pomocą narzędzi technicznych określam trend i poziomy inicjacji pozycji, poziomy zleceń stop-strata i oczekiwany poziom docelowy. Wydaje się, że najbezpieczniejszą metodą jest zakup akcji w okolicach podwójnego dna, odwróconej głowy z ramionami bądź też innej formacji, która w stosowanej przez nas metodzie analizy rynku oznacza odwrócenie się tendencji spadkowej. (Równie dobrze można stosować odpowiednią formację "świecową", kupować przy poziomie wsparcia potwierdzonym dywergencjami na oscylatorach czy pułapie wyznaczanym przez liczby Fibonacciego - a jako poziomy stop-strata zamiast sztywnego 10% stosować ceny, których przekroczenie zaneguje "obstawianą" przez nas formację). Te kwestie pozostawiam indywidualnym preferencjom i upodobaniom.

Prześledźmy teraz zastosowanie omówionej powyżej metody na przykładach. Przykład: Akcje Powyższa metoda najlepiej sprawdzać się będzie w połączeniu z dobrą metodą określania trendu, zasięgu impulsów i następujących po nich korekt etc. Załóżmy jednak na chwilę, iż znamy zaledwie podstawowe pojęcia analizy technicznej, a jeśli chodzi o rekomendacje fundamentalne - zawierzamy tym powszechnie dostępnym w prasie i w internecie. Załóżmy także, iż w sylwestra 1999 roku dostajemy do rąk grudniowy numer "Profesjonalnego Inwestora" i z artykułu "Akcje na rok 2000" dowiadujemy się, jakie to walory znajdują się w centrum uwagi analityków dużych banków i funduszy operujących na rynku. Z jednej strony są one interesujące z tego powodu, iż preferencje dużych inwestorów nie zmieniają się z dnia na dzień - trendy utrzymują się przez stosunkowo długi czas - ale z drugiej strony, należy być ostrożnym w kupowaniu - szczyt popularności wśród analityków często zbiega się ze szczytem wykresu. Prześledźmy więc omawianą wyżej metodę na portfelu akcji - jest to istotne z tego powodu, iż to rynek zadecyduje za nas o proporcjach poszczególnych akcji. Zakładamy, że interesuje nas okres od pierwszej sesji nowego, 2000 roku do 4 lutego tego samego roku. Przyglądamy się więc wykresom, aby ocenić trendy panujące na polecanych walorach i dokonać odpowiednich transakcji.

Tekst jest fragmentem artykułu, który w całości znajduje się w numerze luty '00 miesięcznika Profesjonalny Inwestor.

Marcin Mrowiec, prywatny inwestor

Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Inwestycje
ESRS G1 Postępowanie w biznesie
Inwestycje
Złoto już powyżej 3300 dolarów za uncję
Inwestycje
Złoto może być nawet dwa razy droższe
Inwestycje
Krajowy popyt na obligacje nie odpuszcza
Inwestycje
Trump przegrywa we własną grę. Na rynkach ogromny chaos