Stawiamy na day-traderów

Aktualizacja: 06.02.2017 04:24 Publikacja: 15.08.2000 00:01

Z Rafałem Walkiewiczem, prezesem zarządu DM BMT, rozmawia Adam Mielczarek - DM BMT jako pierwszy dom maklerski w Polsce zdecydował się na wprowadzenie internetowego programu, przygotowanego z myślą o największych i najaktywniejszych inwestorach. Co skłoniło was do takiej decyzji?

- Program Daytrader to kwestia wyboru i podjęcia decyzji strategicznej o modelu prowadzonego biznesu. Chcemy sprzedawać usługę dla aktywnych inwestorów, którzy są także klientami niezwykle wymagającymi. Dla nich chcemy tworzyć nasz program i nie znaczy to, że jest on lepszy czy gorszy od innych aplikacji internetowych. On jest po prostu inny, dedykowany dla specyficznej grupy klientów. Uważamy, że polski rynek jest już na tyle dojrzały, że oferty muszą być różnicowane.

- Jak biuro radzi sobie z przeciwnościami losu typu słabe łącza czy inne ograniczenia formalne?

- Dwie rzeczy powodują, że ten system może sprawnie działać: łącza wpływające na szybkość dostępu do internetu oraz podporządkowanie organizacji pracy wewnątrz domu maklerskiego jasno zdefiniowanym celom. Oba te problemy można z powodzeniem rozwiązać.

Po pierwsze - taka architektura systemu i przygotowanie programu, by jak najmniejsza porcja danych była przesyłana między klientem a domem maklerskim. Klient nie oczekuje wysublimowanej grafiki czy zdjęć, zależy mu za to na tym, by jego zlecenie trafiało na giełdę bardzo szybko. Interesuje go też błyskawiczny podgląd rynku, i to są najistotniejsze elementy.

Unikamy zatem "wszystkoizmu", czyli przekazywania zbyt dużych zasobów informacji, przy jednoczesnym braku koncentracji na wyznaczonych celach. Dbamy o taką konstrukcję łącz, by maksymalizować efektywność transmisji. W zasadzie monopolistą jest TP SA, ale można postarać się o przyłączenie do różnych routerów, w kilku miejscach kraju tak, by było to bezpieczne.

Po drugie - organizacja pracy i taka konstrukcja systemu back office, aby dyspozycja przesłana przez klienta nie utkwiła w systemie samego domu maklerskiego. Pamiętajmy, że nadal istnieje wąskie gardło w postaci maklera, który musi (póki GPW nie zezwoli na automatyczne wprowadzanie zleceń do systemu) "przeklepać" zlecenie. Istotna jest właściwa proporcja między liczbą obsługiwanych zleceń, liczbą terminali oraz sprawnością zatrudnionych maklerów giełdowych. Albo zatrudnimy więcej maklerów, którzy będą "przeklepywać" zlecenia, albo ograniczymy liczbę klientów tak, by mogli bardzo szybko realizować zlecenia.

Przykłady z rynku pokazują, że taki wybór nie jest rzeczą prostą. Kluczową sprawą jest sprawny, zautomatyzowany back office, czyli takie kwestie jak np. to, czy rynek kontraktów rozliczany jest "na karteczkach" (co nie jest wcale takie rzadkie), czy też mamy automatyczny system rozliczeniowy. Tylko dlatego, że od wielu miesięcy funkcjonuje u nas automatyczny system rozliczania kontraktów terminowych, mogliśmy jako pierwsi wprowadzić kontrakty do naszej platformy internetowej.

- Czy system jest zatem w 100% bezpieczny, tzn. czy inwestor ma gwarancję, że zawsze przekaże swoje zlecenie?

- Dopóki nie popsuje się linia telefoniczna w domu klienta, system zbalansowanych łącz powinien przerzucić połączenie do najmniej obciążonego miejsca w sieci i stamtąd je przekazać. System jest bowiem tak skonstruowany, by większość awarii telekomunikacyjnych eliminować. Jeżeli klientowi popsuje się komputer, może skorzystać z naszego call center.

- Jak przy określaniu swojej strategii biznesowej zdefiniowaliście pojęcie day-tradera?

- Ogólnie chodzi o inwestora, którzy zajmuje pozycje na jeden dzień. Niekoniecznie chodzi nam tylko i wyłącznie o takie osoby, ale wymyślając nazwę celowo chcieliśmy pokazać, że nasz produkt skierowany jest do ponadprzeciętnego inwestora. Tacy ludzie cały dzień poświęcają grze giełdowej i jest to ich jedyne bądź przynajmniej dominujące źródło utrzymania. Istnieje w Polsce grupa ludzi, którzy chodzą do sal dogryjąc duże aktywa, generując jednocześnie wysokie obroty.

Mamy oczywiście sygnały od drobniejszych graczy, którzy pytają, dlaczego tak wysoko stawiamy poprzeczkę i nie chcemy sprzedawać swojej usługi mniejszym inwestorom, którzy dopiero przygotowują się do roli day-tradera. Tłumaczymy, że chcemy, by nasz produkt był po prostu perfekcyjny dla tych największych i najbardziej aktywnych. Program pozostanie zatem elitarny do czasu uruchomienia WARSETU, który ma znacznie ułatwić naszą pracę.

Dzięki selekcji klientów każdym zainteresowanym możemy zająć się osobiście. Z każdym aktywnym inwestorem, który wyrazi zainteresowanie naszym produktem, czy to dzwoniąc na infolinię, czy też wypełniając formularz w internecie, spotyka się przedstawiciel biura z indywidualną prezentacją w dowolnym miejscu w Polsce.

- Co można uzyskać dzięki programowi Daytrader?

- Podstawową rzecz dla inwestorów, czyli szybki dostęp do informacji i szybkie wprowadzenie zlecenia do systemu giełdowego. To absolutnie najważniejsze i takie przypadki, kiedy na wprowadzenie zlecenia trzeba czekać 5, 10 czy 20 minut, to po prostu absurd. To przeczy idei internetu, bo inwestor, który korzysta z sieci, jest poszkodowany w stosunku do tych, którzy siedzą na sali dogrywek. A chodzi przecież o to, by zastąpić salę dogrywek, przenieść ją do domu i zapewnić inwestorom komfort pracy.

Pracujemy nad rozbudową części analitycznej, tzn. informacji z rynku, indeksów giełd światowych, komunikatów agencyjnych. Cały czas pamiętamy jednak, że musimy tak to wszystko połączyć tak, by nie stracić na szybkości.

Ponadto inwestorzy otrzymują dostęp do wielu usług dodatkowych, począwszy od oprocentowanego rachunku inwestycyjnego (obecnie 10% w skali roku), poprzez zindywidualizowaną obsługę, a skończywszy na atrakcyjnych liniach kredytowych na rynku wtórnym i pierwotnym.

- A co z obserwowaniem sesji giełdowej? W innych biurach maklerskich dość powszechnie panuje zasada, iż należy obserwować notowania w Telegazecie czy jakimś serwisie, bo brokerzy dopiero zamierzają wprowadzić dystrybucję danych w czasie rzeczywistym.

- Od początku twierdziliśmy, że częścią składową systemu musi być dystrybucja informacji. W związku z tym ani Telegazeta, ani Reuters nie są konieczne, gdyż to my jesteśmy poddystrybutorem informacji. Wysyłamy naszym klientom dane on-line bez opóźnienia.

- Ilu inwestorów aktualnie korzysta z programu Daytrader?

- W tym momencie jest to wąska grupa inwestorów. W sposób świadomy tę liczbę ograniczamy. Do czasu wprowadzenia WARSETU na pewno nie będziemy chcieli przekroczyć setki, a bliższa jest nam liczba pięćdziesiąt. To wszystko oczywiście po to, by zachować podstawową zasadę funkcjonalności, czyli szybkość.

Choćby dlatego, że nazwaliśmy nasz produkt Daytrader, chcemy pokazywać inwestorom i wspólnie z nimi uczyć się, czym ten day-trading jest. Stąd też zaproponowaliśmy taki produkt, w którym inwestor operując na akcjach kilkunastu spółek ma możliwość otwierania pozycji rano z bardzo dużym, bezpłatnym 666-proc. lewarem. Jeśli inwestor zamknie te pozycje do końca sesji, nie ponosi kosztów finansowych.

- Jakie jest zainteresowanie lewarem? Czy dużo osób korzysta z niego "na maksa", czy może raczej podchodzi do niego znacznie ostrożniej, biorąc np. 100% kredytu?

- Mamy w tej chwili kilkunastu inwestorów, którzy korzystają z tego produktu i raczej jeśli już ktoś się decyduje, to korzysta z całości lewara. Natomiast z pewnością jest to usługa dla graczy bardzo doświadczonych, którzy są w stanie cały dzień podporządkować sesji. Przy takim zaangażowaniu trzeba po prostu śledzić notowania z minuty na minutę, nie można tego robić dorywczo.

- Jak sprawdza się grupa papierów, które wskazaliście day-traderom jako najbardziej płynne, przeznaczone pod wysokie lewary? Czy były w niej jakieś zmiany? Czy mimo tej asekuracji inwestorzy mieli problemy z zamknięciem pozycji na koniec dnia?

-ię największymi obrotami. Zestawienie to jest jednak dynamiczne i cały czas się zmienia, gdyż obserwujemy rynek i dodajemy lub zdejmujemy spółki z puli dostępnej dla inwestycji z lewarami. Jako że produkt jest nowy, chcemy w ten sposób pomóc inwestorom ograniczyć ryzyko. Jak na razie problemów ze sprzedażą akcji na koniec sesji nie było.

- Czy inwestorzy zgłaszali już swoje uwagi dotyczące oferowanego przez biuro programu?

- Tak, oczywiście. Ten produkt był tworzony przy udziale inwestorów niemal od samego początku. Pierwsi nasi klienci testowali go jeszcze przed oficjalną premierą. Nie będzie zatem przesady w stwierdzeniu, że to oni go współtworzyli. Oczywiście, w bieżącym funkcjonowaniu wychwycone zostały pewne drobne mankamenty, jak np. lokalizacja niektórych elementów na stronie. Tu przy okazji ujawniły się zalety programu autorskiego, który można zmieniać praktycznie z dnia na dzień, dokładnie pod potrzeby klienta.

- Jak wyglądają koszty? Wiadomo, że przy dużych obrotach można sobie wynegocjować naprawdę dogodne warunki. Jaki jest wasz rekord najniższej prowizji?

- Nasza prowizja skonstruowana jest na zasadzie marży, tzn. do opłat GPW i KDPW dodajemy swoją opłatę. Najniższa marża wynosi 0,14%, co po dodaniu do opłaty giełdowej, która ostatnio wynosi 0,08% oraz opłaty dla Depozytu na poziomie 0,013%, oznacza koszt w wysokości 0,233%.

- Czy mając na uwadze to, że masowość poniekąd wyklucza szybkość, należy wam życzyć gwałtownego przyrostu liczby day-traderów w Polsce?

- Oczywiście. Prowadzimy działania promujące samą kulturę day-tradingu, tworzymy stronę internetową dla day-traderów. Wkrótce zostanie ona przekształcona w klub day-traderów, gdzie o day-tradingu będzie można dowiedzieć się bardzo ciekawych rzeczy. Uważamy, że wielu aktywnych inwestorów zda sobie sprawę, że już należą do tej grupy lub chcą do niej być zaliczani. Jesteśmy głęboko przekonani, że zapewniamy im produkt spełniający ich wymagania, a oni będą decydować się na nasze usługi.

- Dziękuję za rozmowę.

Tekst jest fragmentem artykułu, który w całości znajduje się w numerze sierpień '00 miesięcznika Profesjonalny Inwestor.

Adam Mielczarek

Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Inwestycje
ESRS G1 Postępowanie w biznesie
Inwestycje
Złoto już powyżej 3300 dolarów za uncję
Inwestycje
Złoto może być nawet dwa razy droższe
Inwestycje
Krajowy popyt na obligacje nie odpuszcza
Inwestycje
Trump przegrywa we własną grę. Na rynkach ogromny chaos