Informacja o złożeniu przez zarząd wniosku o upadłość spółki nie spowodowała wyprzedaży jej akcji. Wręcz przeciwnie, wczoraj lekko drożały. Na koniec dnia wyceniano je na 0,32 zł (kurs się nie zmienił). Właściciela zmieniło ponad 4 mln akcji.
– Bomi potrzebuje około 50 mln zł. Liczymy, że uchwała o podwyższeniu kapitału zostanie przegłosowana na piątkowym NWZA. Mamy już kilka osób, które wyraziły zainteresowanie objęciem akcji o wartości kilku, kilkunastu milionów złotych – mówi Witold Jesionowski, prezes Bomi. Podkreśla, że na pewno na plus zadziałałaby informacja z sądu o otwarciu postępowania upadłościowego.
– 11 lipca wniosek wpłynął do wydziału upadłościowego, sprawę przydzielono sędziemu – poinformował nas Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku. Zaznaczył, że najpierw wniosek będzie badany pod względem formalnym.
Słabe zabezpieczenia nie przemawiają za likwidacją
Spółka jest zadłużona w bankach na ponad 220 mln zł. Bezpośrednią przesłanką do złożenia wniosku o upadłość była odmowa przedłużenia umowy kredytowej przez Pekao oraz zablokowanie kredytu przez BRE.
Jesionowski ocenia, że bankom znacznie bardziej się opłaca upadłość układowa Bomi niż likwidacyjna. – Generalnie poza BRE (ma wierzytelności zabezpieczone m.in. na kilku hipotekach – red.) banki nie mają mocnych zabezpieczeń. Myślę, że w przypadku likwidacji mogłyby liczyć tylko na około 40 mln zł – szacuje Jesionowski.