Wydaje się, że dużo pozytywnych informacji jest już uwzględnionych w cenach. Wśród inwestorów indywidualnych również panuje stosunkowo duży optymizm, co jest pewnego rodzaju sygnałem ostrzegawczym. Patrząc na niektóre wskaźniki w Stanach Zjednoczonych, także widzimy pewne niepokojące sygnały. Trochę brakuje nam zimnego prysznica i cofnięcia indeksów na Wall Street. Być może jest to granie pod miękkie lądowanie amerykańskiej gospodarki, jednak obawiam się, że raczej to lądowanie będzie twarde.
Ewentualne cofnięcie indeksów ułatwiłoby dalsze odreagowanie wcześniejszych spadków. Dolar się osłabił, odbiły rynki wschodzące i nasza waluta. WIG20 zaliczył imponujący wzrost. W krótkim terminie naprawdę trudno jest jeszcze grać pod coś optymistycznego.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, można powiedzieć, że tegoroczny dołek wyceniał najgorsze rynkowe scenariusze. Odbicie, a w szczególności jego tempo, to z kolei wycenianie dużo lepszych warunków i otoczenia. Gdzie jest ten punkt równowagi?
Również idę takim tropem. W punkcie równowagi rynek jest raczej rzadko i nie mamy obecnie do czynienia z odbiciem w kształcie litery „V”, lecz bardziej litery „W”. Zgadzam się, że spadki, które obserwowaliśmy wcześniej, były przesadzone, jednak samo za mocne było ostatnie odreagowanie. Znaków zapytania odnośnie do przyszłości jest coraz więcej. Dzisiaj pojawiają się chociażby wątpliwości dotyczącego tego, jak będzie wyglądała spłacalność kredytów hipotecznych, bo zaczynają się w tej kwestii wyłaniać pewne niepokojące sygnały. Pozostają oczywiście też pytania o koszty w firmach i terminowość obsługi przez nie zobowiązań kredytowych. Wydaje mi się, że to są także czynniki ryzyka. Przed nami ponadto spodziewana na wiosnę ważna decyzja TSUE w sprawie kredytów frankowych. Do tego dochodzą czynniki gospodarcze, które mogą ciążyć bankom. Rynki lubią dynamicznie reagować w krótkim terminie na pojawiające się informacje, natomiast procesy w gospodarce realnej trwają dłużej. W pozytywnym wariancie spodziewam się więc lokalnego dołka indeksów w I kwartale. W negatywnym będzie on raczej w drugiej połowie przyszłego roku, w okolicach września–października.
W tym miesiącu oczy inwestorów będą znów zwrócone na Rezerwę Federalną. Jedni cieszą się, że podwyżka ma wynieść 50 pkt, a nie 75 pkt baz. Inni zwracają uwagę, że stopy procentowe mogą dojść wyżej, niż wcześniej zakładano. Rynkowa szklanka jest do połowy pełna czy do połowy pusta?
Jestem łowcą trendów i staram się słuchać mądrzejszych od siebie i wyciągać z tego wnioski. Są opracowania, które wskazują, że realnie stopa procentowa jest wyższa niż to, co widzimy oficjalnie, co ma związek m.in. ze zmniejszaniem sumy bilansowej Fedu. To też jest przecież forma zacieśniania polityki pieniężnej. Problem w tym, że tego jeszcze nie widać w realnej gospodarce. W Stanach Zjednoczonych czas, po którym podwyżki stóp przekładają się na gospodarkę, wynosi około cztery, pięć kwartałów. Tak naprawdę więc początek przyszłego roku pokaże nam, w jakim miejscu na rynkach jesteśmy.