Dziś pewnie chciałby, by wszyscy zapomnieli o tych słowach. Sondaże wskazują, że ponad połowa Izraelczyków uważa go za współwinnego zaniedbań, w wyniku których Hamas zaatakował Izrael. Premiera pogrążają choćby doniesienia mówiące, że egipskie tajne służby bezpośrednio ostrzegały go, że Hamas przygotowuje wielki atak na Izrael.
Strategia izraelskiego premiera polegała na tym, by doprowadzić do uspokojenia konfliktu z Palestyńczykami poprzez normalizację relacji Izraela z bogatymi monarchiami arabskimi. Napływ funduszy dla palestyńskich organizacji zbrojnych miał w ten sposób zostać mocno ograniczony, a jednocześnie arabskie państwowe fundusze miały inwestować w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu, by poprawić standard życia Palestyńczyków. W ramach tej strategii Izrael masowo wydawał też pozwolenia na pracę na swoim terytorium dla Palestyńczyków ze Strefy Gazy. Liczył na to, że ograniczone ustępstwa gospodarcze sprawią, że mniej będą oni skłonni do walki przeciwko państwu żydowskiemu. Ta strategia okazała się jednak dziurawa. Zlekceważyła wsparcie, jakie Hamas otrzymywał od Iranu oraz od Rosji, a także skalę palestyńskich resentymentów wobec Izraela.
Armia izraelska być może liczyła też na to, że stworzone przez nią systemy zabezpieczeń granicznych będą wystarczające, by powstrzymać wszelkie ewentualne ataki Hamasu. Spodziewano się raczej ostrzałów rakietowych niż terrorystycznej infiltracji Strefy Gazy. Jeśli więc dojdzie do walk na terenie zgruzowanej Gazy i w tunelach ciągnących się pod nią, to może być to ciężkim przejściem dla wielu niedoświadczonych izraelskich żołnierzy. HK