Aż o 23 proc. wzrósł od ustanowienia w październiku ponaddwuipółrocznego dołka indeks wschodzących rynków akcji MSCI Emerging Markets. To czyni giełdy z krajów rozwijających się, które od 12 lat zachowywały się słabiej od swoich odpowiedników z gospodarek dojrzałych, jednym z głównych beneficjentów obserwowanego na świecie rajdu.
Moda na ryzyko
Zwyżki napędza optymizm związany z pocovidowym otwarciem największej wśród rynków wschodzących gospodarki Chin oraz osłabianie się dolara, czyli waluty, w której zadłużonych jest szereg tamtejszych przedsiębiorstw i rządów. Jak wynika ze styczniowego sondażu banku BofA wśród globalnych zarządzających funduszami, nastroje inwestorów szybko się poprawiają, napędzając przepływy z segmentów rynków akcji uważanych za bezpieczne do tych najbardziej cyklicznych.
Tym samym kapitał uciekający z rynku amerykańskiego, branż defensywnych czy spółek technologicznych płynie do sektorów cyklicznych, akcji z unikanej wcześniej Europy i właśnie na rynki wschodzące. Mimo to do przełamania zapoczątkowanej jeszcze w 2010 r. negatywnej tendencji wciąż jest jeszcze daleko.
Siła relatywna indeksu MSCI Emerging Markets na tle opisującego rynki dojrzałe MSCI World odbija z zanotowanego w październiku ponad 20-letniego dołka. Obecny ruch ma jeszcze potencjał, jednak zatrzymać go może opisujące ostatnie 12 lat górne ograniczenie kanału spadkowego. Dopiero przełamanie tego oporu będzie można uznać za sygnał rozpoczęcia długoterminowej tendencji lepszego zachowania rynków wschodzących.
Tymczasem zaletą akcji spółek z krajów rozwijających się jest to, że oferują one większą ekspozycję na globalny wzrost gospodarczy. To sprawia, że podwójnie korzystają one na ustępowaniu obaw przed wejściem świata w recesję, związanym nie tylko z odejściem władz w Pekinie od polityki zero-covid.